Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Dzieciak
*Rudi widac ważną personą był, skoro emocje takie u młodego wzbudzał, bo zaraz się okazało, ze straszne rzeczy pod jego nosem się działy!*
Rudi ma planetę ona nazywa Duro. Tam ogórki Rudiego urastają i one mówią cały dzień: lumać lumać lumać! *wzdrygnął się i z przerażeniem powietrza nabrał* Ale sały dzień: one mówią: lumać! Mowie ci – one niedobre są! Te ogórki Rudiego. Ja Rudiemu mówie: Rudi ty soś zrób. A on so mówi? *pytanie retoryczne wzmocnione grą spojrzenia* On mówi: hihihi, huhuhhuhu! On w ogóle nie przejmuje! a ogórki urastają jemu i takie duze są już, o! *tu pokazał jakie duze są niedobre ogórki rudiego. Wyglądało na to ze około 30cm mają*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*W ciszy i powadze słuchał relację młodego. Nic się słowem nawet nie odzywał podczas jego opowieści o ogórkach niby to mówiących jakieś...lumać. Cokolwiek by to nie znaczyło. Jednakże wartą odnotowania rzecz poznał. Jeśli Rudi ma takie dorodne ogórki u siebie w domu, to doktor z pewnością zapyta czy choć słoik takich kiszonych ogórów by mu mógł w udziale się dostać? A pisklakowi odpowiedział tak...* Na moc toż to straszne! *I ręce aż rozrzucił na boki.Profesor jak chciał to i z dzieciakiem gadać umiał..jako tako.* No to co proponujesz by z nimi zrobić?
Offline
Obywatel Sojuszu
*I tak mniej więcej wtedy przyszedł Rudi.
Czy słyszysz, kucharko ten oddech i dźwięki kroków?
To nadchodzi Rudi z naszego hangaru
Głód wypędził go z pustego hangarowego stepu
na którym rosną tylko luje u sufitu.
Może w dalekiej stołówce znajdzie odrobinę chleba
Plasterek kiełbasy i zrozumienie…
Duros oparł się o gródź wejścia, tak ze obaj rozmawiający mieli go z tyłu, bez podtekstów. I tak, uśmiechając się pobłażliwie zaplótłszy ręce na piersi słuchał tego co młody do powiedzenia ma.
Niebo skąpi tym ogórkom życia w szczęściu
Nieba skąpi dla nich szczęścia, tak jak nam
One chcą krzyczeć „lukuć” w swym obejściu
Bez obawy ze je zguba spotka tam
Za tym lichym statkiem Duro jest ogromna
Tan w ogródku u Rudiego dla nich raj
Dla ogórków, jak banitów, niespełniona
Na ich wolność, na ich niepodległy kraj…
Już tyle ogórków odchodziło z nadobnej grządki
I zawsze zły Rudi przysięgał reszcie
Ze nim kogut zapieje wszystkie ogórki wrócą
Żaden nawet listu nie wysłał
Pewno i w tamtym garze życie było piękniejsze niż tutaj
Żegnaj wiec ogórku
Lecz proszę cie, nie przeklinaj mnie we wrzącej nienawiści…
Rudi swą błękitną twarz pochylił nisko
Nad saganem, lecz nie pojmie ogórczych słów
Dobrze wie, ze nie otrzyma od nich listu
Taki już z niego jebany łowca głow*
Offline
Dzieciak
*Nie słyszał Malkit tych myśli pokrętnych Rudiego, za top w doktora się wpatrywali przejęciem*
To straszne jest, one niedrzeczne. Tak mówić cały dzień? Toż to skandal i chana! Rudi musi cos zrobić z nimi on! Bo to wstyd, jak się generał dorwie to mu do dupy nakopie!
*Oznajmił z niezmącona powagą, kwitujac wszystko skinieniem głowy*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*No cóż, jeśli Rudi na głos swych poematów nie wypowiedział to oczywiste było,że zajęta rozmową dwójka go nie zauważyła. Mimo wszystko trza przyznać, poemat iście ogórczaśny! A wracając już do rozmowy z Malkitem niejakim który się profesorowi nie przedstawił...ani on jemu. Rozmowa trwała.* No to co proponujesz? Może je zjemy?
Offline
Obywatel Sojuszu
*Zbyt długo Rudi nie słuchał, głownie dlatego ze mimo wykwitu weny głodnym był. Sztuka wprawdzie pokarmem jest, ale Rudiemu malo było, zatem wszedł krokiem miarowym i leniwym*
Takie to moje ogórki?! *odezwał się głośno, z pięknie zagraną złością*
Już ja im dam! Rączki im połamię, nóżki im powyrywam, oczka nabije na wykałaczkę, wyciągnę pestki przez szypułko, wszędzie krew będzie, wszędzie! Popamiętają! Już żaden nigdy tego słowa nie powie! Właśnie – języczki tez im powyrywam. Całą moja grządka będzie przypominała kilogramy siekanego ogórczanego mięsa. I będę się upajał ich pełnym cierpienia i błagania o litość krzykiem… *I wziąwszy się pod boki oczy zamknął i niebieską mordę uśmiechem przyozdobiwszy czekał na młodego reakcję*
Offline
Dzieciak
*Łepek młodemu drgnął, a spojrzenie z wąsów doktora przeskoczyło na twarz Rudiego, która w kontekście tego co moił wydala mu się upiorna. Oblizał pyszczek odruchowo i wbił spojrzenie wręcz fizycznie odczuwalne w durosa, który roztaczał nad nimi apokaliptyczne wizje znęcania się nad ogórkami, co do cna widać młodego poruszyło. Jednak nie był taki twardy. Umyśl nadal miał dziecka*
Ale ty Rudi jesteś fu i zboczony jesteś ty…
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*A doktor tylko śmiechem parsknął słysząc odpowiedź widać wyraźnie przejętego losem ogórków Malkita. Gdy już śmiech doktorzynie przeszedł ten do Rudiego rzucił krótko* To jak już tą rzeź niewiniątek uskutecznisz to podziel się jednym słoikiem kiszonych ogórasów. *A co, doktor ogórki lubił. Czy to do mizerii,czy kiszonki. Nic tak smaku nie nadaje ziemniaczkom z sałatką jak kiszone ogóraski!*
Offline
Obywatel Sojuszu
po rzezi to one będą zdatne co najwyżej na pikle, mam nadzieje, ze pan lubi *mrugnąwszy raz jednym czerwonym okiem ruszył w kierunku tego miejsca gdzie można wynegocjować coś do zarcia. Raz po raz przez ramie zerkał, by zobaczyć co Malkit robi. Zboczonym go nazwał nawet, ale u Malkita to nie koniecznie musi znaczyć to samo co u reszty społeczeństwa*
Panie doktorze, dostałem dziś wiadomość, ze niedługo wraca generał, wie pan? Mam nadzieje, ze zapoznał się już pan z naszą salka medyczną. Hej, słodka, daj bigosu!
Offline
Dzieciak
*We wrzask dziki uderzył i przyspieszenia dostał z miejsca, galopując za Rudim by z wyskoku na ladę wparować* Mu nie dawaj! To fu morderca! *I to powiedziawszy łapy na Rudiego ramiona oparł i spłynął na niego całym ciężarem*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
Lubię,lubię *Odparł Rudiemu. Na jego rewelacje z lekkim uśmiechem odpowiadając* Wraca? No to dobrze. Co do sali medycznej to tylko jedno mi się nie podoba. Roboty medyczne. Nie lubię z nimi współpracować. *Odparł. Tak profesor wolał robić wszystko sam. Jedynie w ekstremalnych sytuacjach korzystał z asysty maszyn takich jak droidy. No,ale Malkit widać coś sugeruje,że on morderca* Morderca? No to co gadzie wolisz? Robala do dupy wpuszczonego,czy soki wyciągnięte? *Tak, teraz to dopiero Malkit fukać i tepatami rzucać zacznie.*
Offline
Rebeliant
*I pewnie straszne rzeczy by się działy gdyby nie ro że…
Do stołowki wpadł zdyszany nemoidianin. Addik Addis mostka*
Panie… pan… pani… cholera… doktor Solus… ma pilne wezwanie na Hypori. Rudi, podstawiaj statek…
*Rudi (to moja postać) zbystrzał nagle i po chwili już go nie było. Pobiegł przygotować statek. A Nemoidianin – tez pobiegł. On nawet nie wiedział, ze tego solusa przed chwilą spotkał. On tu Rudiego szukał, bo wezwanie dla doktora wyslano do kajuty. Ale skoro słyszał, to wie*
Offline
Lekarz/Cybernetyk
*No,a doktor już gębę otwierał,że on t Solus gdy Nemoidianina wcięło. No nic, doktor ramionami wzruszył, do gada rzucił tylko* Masz szczęście potworku *I ruszył za Rudim niejakim, do hangaru prosto jak stał. Pilne wezwanie to pilne wezwanie,a że nie było mowy o tym by brał sprzęt, to i leci jak stoi. Tam wszystko pewnie czeka. Na Widmie pieczę obejmie córcia więc spokojnie mógł się udać do hangarów by na Hypori polecieć. Co to za planeta była? To,że tam walki w czasie Wojen Klonów się odbywały był pewien,nic ponad to jednak.*
Offline
Medyk
*wpadłszy do stołówki zatoczyła się w wejściu, trzymając kurczowo pazurkami chowających się drzwi*
Pierwszaaaa! *krzyknęła co zakończyło się chichotem. Po dwóch oddechach uspokoiła podniecony ucieczką organizm i krocząc dumnie przecięła wolną przestrzeń. Zbliżała się do szyby by zajrzeć w pojemniki z zarciem. Po drugiej stronie ziewała kucharka. Kotka oparła łokcie o szklaną barierę. Ogon za nią szalał*
Hmmm…
Offline
-Drugie to i tak całkiem niezłe miejsce... -powiedział uśmiechając się szczerze. Podszedł z Reginą do wystawy z jedzeniem. Kiedy ta oparła się o szafkę Nasha przeszły dreszcze. Nie wiedział czy ktoś jej to mówił, ale potrafiła uwodzić. Teraz jednak Nash powrócił do trzeźwości swojego umysłu i zwrócił się do kotki.
-Uuu, ciekawy wybór... Może coś zaproponujesz? -zapytał.
Offline