Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Medyk
nie wiem czy to warte wiecznie cos poprawiac po swoich obratymcach *rzciła sucho. nie była przekonana, ba, była coraz bardziej zła, bo miala tu zywy przykład „jedi jest mocny w gębie” i nie wazne co myslisz – on musi swoje powiedzie. udala wiec ze zyski łepek Dezoksyrybonuklein i bardzo ją to zajmuje*
Offline
Nash przez jakiś czas był cicho i zastanawiał się dlaczego Regina wygląda na podirytowaną. Cóż nie jego sprawa jak do tego podchodzi Regina. On tylko mówił jak to wygląda z jego strony, a Ona z jej. Od taka wymiana poglądów.
-Cóż powiedzieć, jakby nie było zawsze będą i jedni i drudzy. Ci którzy władzy porządają i Ci, którzy takich uzurpatorów próbują zwalczyć. Jako taki spokój w polityce nigdy nie będzie możliwy, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto kiedy tylko poczuje smak władzy będzie chciał zagarnąć ją dla siebie i nie ważne czy to upadły Jedi czy polityk. -dodał. -Ale nie mówmy już o tym, bo żadne z nas nie ponosi winy za wydarzenia jakie się dzieją... -przerwał. -Przynajmniej na razie... -dodał i by poprawić sytuację uśmiechnął się do niej.
Offline
Medyk
*Westchnęla bezgłosnie ileż jeszze trzba okazac zirytowania by jedi se zamknąl i zmienił temat? Nie na jej głowe takie eksperymenty. już się zabierała do odejścia pod pretekstem zakończenia sprawy zaczętej, ale w koncu rzekł „nie mówmy”, więc tylko poprawiła się na krześle. nic nie mowiła*
Offline
Nash widział niezadowolenie Reginy więc postanowił zakończyć temat Jedi, wojen itd. Rozejrzał się po sali bo miał w końcu spotkać się tu z rybiakiem, ale go nie było. Cóż, gość był tak zakręcony, że możliwe iż zapomniał. Poprawił się na krześle i spojrzał na Reginę.
-Jeżeli czymś Cię zdenerwowałem to wybacz. Od tak po prostu zebrało mi się na przemyślenia. Przez długi czas z nikim nie rozmawiałem więc... -powiedział przerywając. -Nie miej mi za złe. -dokończył. -Czy na tym statku w ogóle dzieje się coś ciekawego? Są jakieś ciekawe miejsca? -zapytał.
Offline
Medyk
*Teraz jestem separatystką. nie musze uważać jedi za mądrych – odpowiedziała w myslach i wymusiła uśmiech.* spoko. ciekawe miejsca? całe mnóstwo – magazyn, dolny hangar, serwis, nasza sala medyczna, mostek. droideki – są miłe, jedną oswoiłam – jak mnie widzi to przychodzi *zasmiała się już szczerzej* jak się chce i ma wyoraźnie, to mozna się tu dobrze bawić
Offline
-Jesteś tutaj dłużej niż ja... -powiedział. -Zaprowadź mnie w miejsce, które lubisz najbardziej. Zdam się na Ciebie... -powiedział i uśmiechnął się szczerze. Chciał nieco rozluźnić sytuację, a rozmowy przy spacerze prowadzi się lepiej.
Offline
Medyk
Hmmm *przeciągle mruknęła, zastanawiając się nad tym, co pokazać. myślała długo, jakby miała tajemnice. ogon za nią krążył jak wąż. zastanawiała się nad czymś, drapic metalowy łepek swojego „pieska”*
musimy przypilnowac kiedy generała nie będzie i isc na mostek. tam jest chyba najciekawiej
Offline
-Hmm... Mostek? Bez Generała? Oj możemy zaleźć mu za skórę. Oj możemy... -powiedział. Nash i Generał bardzo się lubili. Miał tylko nadzieję, że Generał nie będzie miał mu tego za złe. -Ale raz się żyje -powiedział i uśmiechnął się.
Offline
Medyk
*wzruszyła ramionami niewinnie. co oni tam zepsuja? poslała mu spojrzenie typu: to co, idziemy?*
Offline
Nash wstał z krzesła, podszedł do Reginy, popatrzył chwilę... Klepnął ją w ramię i powiedział cicho.
-Gonisz... -zażartował i ruszył ku wyjściu ze stołówki. Ciekaw był co tak fascynującego może być na mostku.
Offline
Medyk
oh! *jęknęła zaskoczona, futro jej się rozwiało kiedy odchyliła się lekko do tyłu. dezoksyrybonuklein rozszczekał się na cały głośnik. po chwli zsunął sę po kolanach pani na podłogę,a kotka jak fryga rzucila się w pogoń za Nashem*
Offline
Nash i Hakon po krótkiej rozmowie udali się w stronę stołówki. Kiedy doszli na miejsce grodzie otworzyły się i z środka dobiegły zapachy gotowanego jedzenia. Może i nie były to rarytasy, którymi zajadali się członkowie bogatszych rodzin, ale wciąż pachniało ładnie i smakowicie.
-No to jesteśmy Hakonie... -powiedział wprowadzając Hakona do środka. Nash był tu niedawno z Reginą, ale cóż nie zdążył najeść się dostatecznie, a jak wiadomo człowiekowi i na duszy lepiej się robi kiedy głodny nie chodzi. Nash powoli ruszył w stronę jednego ze stolików by podprowadzić tam Hakona. W prawdzie sam by tam doszedł, ale przynajmniej w taki sposób mógł czuć się potrzebny i miał nadzieję, że Hakon nie ma mu tego za złe.
Offline
Mistrz Jedi
*za złe nie miał. Miał mu to bardzo „za dobre”, bo to była dla niego pomoc dość znacząca. Poczucie bezpieczeństwa i takiego „bycia”, fakt, ze się nie jest tylko ciałem obok, tylko ważnym rozmówca, czy towarzyszem. Hakon znał statek, ale chętnie korzystał z pomocy przewodnika był doskonałym materiałem do treningu uczynności.
No i „lekko się prowadził”. Już od progu stołówki zadarł łeb węsząc za ulubionymi potrawami. I wyczul je, a jakże. Czego jak czego ale kaszy i klopsików nigdy w pokładowej stołówce nie zabraknie. I tej takiej – kwaśnej sałatki. Dobiwszy do stolika omiótł krawędź blatu ręką i zasłuchał się w dźwięki kuchenne, w „dobry” znajomych głosów i w swojego towarzysza Nasha*
Tak, jesteśmy. Fantastyczne miejsce. Dla mnie to samo co dla ciebie *ciekawość – co lubi Nash?*
Offline
Kiedy już obaj dotarli do stolika wydawało się jakby Hakon stał się nieco bardziej bezpośredni i otwarty. Ale to dobrze. Nash uśmiechnął się kiedy tylko Hakon od razu powiedział, że chce to samo co on, co zabrzmiało jakby "No już, już idź po jedzenie". Cóż, jak było naprawdę wie sam Hakon, a Nash mógł to tylko tak postrzegać. Cóż bez większego gadania Nash ruszył do lady gdzie odbierało się jedzenie. Po chwili z daleka można było dostrzec Nasha niosącego dwa pełne jedzenia talerze, zwinnie przeciskającego się między pozostałymi stolikami.
Offline
Mistrz Jedi
*To też. Jedzenie było fajne. Najlepsze zadanie jakie dostał. Dużo jeść. Aż chce się krzyknąć: kocham cochrel, kocham statek widmo i panie kucharki. Do serca przez żołądek.
Kiedy Nasha nie było, co wcale długo nie trwało z resztą, Hakon pozbierał poły swojej dżedajskiej kiecki i usiadł na taborecie, krześle, czy co tam było. Trafił, bo raz mu się zdarzyło nie trafić i to zbyt bolesne było by dalej ryzykować. Wymacał siedzisko i dupa trafiła. Teraz przy stoliku czekał cierpliwie, z dłońmi na blacie i węchem śledził położenie towarzysza*
Dziękuje serdecznie. Właśnie przypomniałem sobie ważną rzecz. dziś nie jadłem jeszcze obiadu. Zapomniałem *ot, wielki dżedaj. Zapomniał zjeść obiadu*
Offline