Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Strony: «-- 1 2 3 4 5 … 31 --»
Oficer Imperium
- Bez sensu. - podsumował krótko, dwoma słowami sytuację w jakiej byli. - Nie damy rady, a jeśli damy to wyjdziemy stąd jako starcy... - powiedział MY, ale trudno mówić tutaj, żeby ED się zestarzał. Jakby nie zauważył tego faktu w swoim pesymistycznym zdaniu. -Leczenie objawowe... statek powinien leczyć się psychicznie, bo niezły z niego pojebaniec. - mruknął pod nosem, wyraźnie załamany faktem, że nie uciekają.
Offline
Biznesmen
*Ed się wiele nie przejął. Starości nikt tu nie dożyje. Zjedzą prowiant. Zjedzą sami siebie, w końcu zostanie jeden, nikogo nie zje i umrze. Pożyją góra rok jeśli będą zjadać ciała innych. Ale tym się nie chwalił. Tak odnośnie leczących się psychicznie maszyn.
Ed nie pochwalił się, co mu Hakon zdiagnozował. No ale leczył się, był pod opieką empaty. Właśnie Hakona, choć pewnie jak (optymista) się stad wydostaną to przejmie go psychiatra.*
cokolwiek statek chce zrobić, musi liczyć na pomoc złapanych przez siebie osób…
Offline
Oficer Imperium
Westchnął na znak, że sytuacja mu się nie podoba. -[i] Próba ucieczki? [i] - zapytał krótko i jakby z przekonaniem, że nic z tego. Wiedział że nie tak łatwo stąd odlecieć, a jeśli statek by się zorientował, to pewnie próbowałby ich zabić. Nie mają wyjścia. Będą musieli się oswoić z tym, że zamieszkają tutaj na jakiś czas. Westchnął ponownie i sięgnął po nieśmiertelniki, które Malkit zostawił w nieładzie. Przełożył łańcuszek przez głowę i popatrzył chwilę na blaszki.
Offline
Biznesmen
Nie tak głośno, on tego słucha *Mruknął na to droid odpowiednio tonując głos. Z drugiej strony jak Monroe będzie mówił za cicho to Ed tego nie usłyszy. Za to statek mógł to nagrać, przefiltrować i jeszcze zinterpretować po swojemu. Ed mruknął, i pochylił łeb, zupełnie jakby zapraszał do podejścia, to się podzieli swoją myślą. Ed nie lubił jak się do niego zbliżają obce (nie zaakceptowane do końca) osoby, a bron mocy jak dotykają. z czasem to mija, no ale – na razie było jak było.
Oczywiście był istotą świadomą i mógł nad niektórymi shizami panować.*
Imperium…[/i[] *mruknął, widząc jak Monroe podnosi blaszki*
[i]Wiesz, kim jesteśmy, prawda?
Offline
Oficer Imperium
Monroe popatrzył na niego spod półprzymkniętych powiek - średnio - odparł zgodnie z prawdą. Nie był jakimś wysoko postawionym urzędnikiem. Miał na swoim koncie pewne rzeczy, które napewno nie spodobałyby się takim buntownikom jak Ci, ale podejrzewał, że należą do większej grupy, o której czasami się mówi jako o plotce. Nie był pewien dokońca co było prawdą a co nie.
Offline
Biznesmen
*Mruknął w sylu „przyjmuję do wiadomości” i nie uświadamiał. Wiedział, ze kiedy uda się im uciec, Tac poleci do swoich i powie im wszystko, jak było. Wiec najlepiej by wiedział o nich jak najmniej. Ed nie chciał poświęcić obwodów. Chociaż wcale nie musiało być tak ze schwyta ich imperium, na co było niewielkie prawdopodobnienstwo*
To i tak nieważne, tutaj jest zupełnie innym mały świat gdzie nikt nie ma pleców
*Mruknął i płynnym gestem pacnął bokiem „czoła” w futrynę otwartego włazu, czy tam drzwi do Statku Hakona. Był to taki niefrasobliwy gest „aj, jebać tam”. Ed mimo droidziego ciała mógł niewerbalnie pokazać naprawdę wiele komuś kto umie patrzeć*
*chwile jeszcze stał, patrzył, i w koncu oświadczył*
No to ja już pójdę, trzymaj sie *I poszedł*
Ostatnio edytowany przez ED (2011-05-05 16:18:08)
Offline
Biznesmen
*Minęło może 3 godziny od kiedy Ed znikł i Monroe miał spokój. Jednak minął ten czas i zaraz dało się słyszeć ciężkie łup łup łup kroków Eda, a potem warkot, i jego widok w wejściu do salki. Powarkując wciąż zajrzał do środka by namierzyć Taca. Wyglądało to zupełnie jakby się rozmyślił i jednak postanowił go zabić*
Offline
Oficer Imperium
Monroe drzemał, kiedy rozległo się tąpanie. Wyrwało go to ze słabego i niespokojnego snu. Lekko drżącą ręką przetarł suche usta. Wyglądał na kogoś lekko wstawionego, oczy rozglądały się nieco nieprzytomnie, jakby z trudnością analizując to co się dzieje. Otrząsnął się nieco. Nie zwrócił uwagi na ed'a tylko na uginających się nogach ruszył w kierunku kubka z wodą, który wcześniej postawił na szafce. Plastik zaparował, kiedy pilot zmoczył usta. Zanurzył rękę w kubku i nawilżył sobie czoło, jakby dla orzeźwienia. Wiele przed nim, mimo, że nie był długo uzależniony od syntetyku, to odstawienie go dawało mu się coraz bardziej we znaki. Rzecz była okropnie uzależniająca. Odwrócił się w stronę maszyny, można było zauważyć lekko pulsującą żyłę przy skroni. - Co się stało? - zapytał patrząc na robota.
Offline
Biznesmen
*Ed obserwował przez ten czas czujnie i chyba coś zauważył. Zdecydowanie, bo bystry baszak z niego był. Milczał, wpatrując się w osobliwe ruchy Taca, wpisując je automatycznie w dostępne sobie kryteria, a pełne zadumy pomruki świadczyły, ze cos takiego właśnie sobie myśli*
Musisz zwolnić łóżko. Źle wyglądasz, ale i tak musisz. Kobdar znalazł jakaś kobietę. Zemdlała. Może to nic wielkiego, ale może nasz przyjaciel Wielki Administrator wpuścił jakiegoś wirusa
Offline
Oficer Imperium
- Och, nie sądzę, abym był chory... - powiedział opierając się lekko rękami o szafkę i oddychając głęboko. Nagle coś w nim zaskoczyło i pewnie gdyby to był komiks, obok jego głowy pojawiłaby się żaróweczka. - Mówisz że znalazł kobietę...? - zapytał z lekkim przejęciem. Czy to mogłabyć Catherine? W sumie to mało prawdopodobne, żeby zawędrowała aż do Zin'a, który był po drugiej stronie statku. Mężczyzna wyglądał teraz na zamyślonego. Nieco bezceremonialnie zaczął otwierać szafki w poszukiwaniu jakiegoś ubrania. W końcu muszą mieć coś na tym statku, nie będzie chodzić w bieliźnie...
Offline
Biznesmen
Zdecydowanie kobietę *odparła maszyna. Ed widział to „stworzenie” i bez dwóch zdan była to kobieta, mógł wiec to z pełną stanowczością powiedzieć. Ale o czym myślał Tac, tego ni wiedział, dla niego była to jakaś kobieta. W szafkach zaś znaleźć można było z odzienia jedynie szpitalne ciuszki w typie piżamki, niestety. O coś lepszego trzeba było poprosić magazyniera. Ale przynajmniej więcej niż majtki*
Offline
Zin szybko ruszył za Hakonem, ba...Nawet go wyprzedził. Zależało mu na tym, by nikt na tym statku nie zginął. Nie chciał się nikomu tłumaczyć z trupów na pokładzie. A szczególnie nikomu z imperium czy komukolwiek innemu z grubych ryb. Można rzec, że wbiegł na statek szybciej niż nadświetlną. Pojawił się na statku i pokierował się głosami dobiegającymi ze statku. Miał nadzieję, że tam jest ambulatorium. Nie pomylił się. Znalazł to miejsce.
-Łóżko wolne?-Spytał w pośpiechu. Oczywiście, że było panie Kobdar. Po co w ogóle to pytanie. Podszedł więc żwawo do niego i ułożył Vi na nim. Teraz wystarczyło czekać na Hakona, który znał się na sprzęcie medycznym. Spojrzał na Taca. Uśmiechnął się na jego widok.-Patrzcie ludzie. Kogo moje śliczne oczy widzą. Nieustraszony imperialny pilot bez swojego myśliwca.-Powiedział z lekkim rozbawieniem i pokiwał głową. Można jedynie sądzić, że Zin nie był specjalnie zadowolony jego widokiem.
Offline
Oficer Imperium
Z lekkim westchnieniem, ale i uśmiechem wyjął biały szlafrok, wrzucił na siebie, dodatkowo ubrał na nogi białe klapki. Wyglądał jak biznesmen, który wyszedł z jacuzzi. Popatrzył na robota z uśmiechem. - Macie tutaj gdzieś jakieś inne ubrania? - zapytał przeglądając się w metalowej tacce do sprzętu chirurgicznego. Wciąż czuł się osłabiony, ale starał się od tego odwracać swoją uwagę. Pilot dziwnie nabrał optymistycznego nastawienia po tym wypoczynku, z przybitego i pobitego psa stał się wesołym pieskiem. Wtedy do pomieszczenia wszedł pan i władca. Król na włościach... najbardziej irytujący inżynier jakiego spotkał. Żarcik, kpinka w każdym słowie. Monroe ze słodkim uśmiechem popatrzył na Zina. Zbliżył się o krok. Jego dłoń zaciśnięta została w pięść i... to nie było jakoś specjalnie epickie czy też filmowe. Pilot po prostu strzelił inżyniera prosto w policzek z dosyć dużą siłą wyprowadzoną z biodra. Widać on też się nie cieszył na widok Kobadara, wiecznie rozluźnionego i z tym jego humorkiem. Trudno to wyjaśnić, ale obwiniał go o każde niepowodzenie. Osłabiony dosyć tym wysiłkiem cofnął się szybko, masując dłoń.
Ostatnio edytowany przez Monroe (2011-05-06 18:48:06)
Offline
Mistrz Jedi
*Hakon szedł teraz wolniej, widząc, jak Zin wpada do ambulatorium. Nic nie zagrazało zyciu kobiety, ale podłącza ją pod aparat tlenowy, dadzą cos na wzmocnienie i zostawią do wzbudzenia w bezpiecznym miejscu. Za to az nim strząchneło, kiedy dostrzegł jak Zin beztrosko przebiega obok Eda, i tylko Mocy prosić by ten się nie zbiesił na takie śmigniecie.*
Offline
Biznesmen
Ale po co inne, wyglądasz całkiem nieźle, tylko pewnie ci zimno. Mamy, ale… *I tutaj coś mu śmignęło z boku, w reakcji na co warknął, odchylił się i wysłał kopa w przestrzeń, na szczęście już Zina tam nie było by oberwać. Wiedział, że powinien być teraz nad wyraz tolerancyjny, no ale takie nagłe bez uprzedzenia przebiegniecie obok Eda to mocno fuuu.
No ale mniejsza. Kiedy Zin zostal strzelony w pysk (jeśli Monroe trafił), Ed wydał z siebie osobliwy urywany turkot, jakby chichot, po czym z powagą wtrącił*
Marlin, przemoc jest zła…
*Az się chciało krzyknąć: i kto to mówi. No właśnie…*
Offline
Strony: «-- 1 2 3 4 5 … 31 --»