Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Admin - MG
*Więc wyszli. Nemedis prowadził Adama do docelowej lokalizacji. Mogli iść, bo faktycznie nie było to zbyt daleko. Minęli parę zakrętów, pokonali kilkanaście ulic... Znaleźli się przed jednym z poziomów jakiegoś budynku. Nemedis zbliżył się do drzwi z numerem 987 i otworzył je kartą dostępu. Odsunął się nieco, by zrobić miejsce Adamowi.* To już tutaj, zapraszam do środka.
Offline
*W miare zblizania się imperialny miał coraz lepszy humor,a kiedy Nemezis otwierał drzwi, ten poprawił mundur, obciągając go za poly, poprawił kołnierz, usmeichnął się i z dumą i wyższością wszedł do srodka, jakby spodziewał się ze będzie tam ktos jeszcze, jakis wspólnik na którym trzeba będzie zrobic wrażenie*
Offline
Admin - MG
*Z uśmiechem obserwował wchodzącego imperialnego. Pomieszczenie wyglądało jak trzeba - widać było, że zaczyna się korytarzem prowadzącym do właściwej części, czyli pracowni. Nemedis dyskretnie wyjął z jednej z głębokich kieszeń strzykawkę. Miał przed sobą imperialnego zwróconego do niego plecami. Zanim jednak Adam miał okazje cokolwiek zrobić, poczuł silny uścisk w okolicy krtani. Sith zacisnął szyje człowieka w zgięciu łokcia tym samym unieruchamiając go. Drugą, zaplecioną na bicepsie pierwszej ręką nacisnął głowę w przód. To w niej znajdowała się strzykawka, którą zdecydowanym ruchem wbił Adamowi w szyje. Zaaplikował mu dawkę haloperidolu, która prędko zwali go z nóg. Jeszcze przez chwile nie będzie mógł nic zrobić nie mając władzy nad własnym, sparaliżowanym ciałem aż w końcu odpłynie.* Miłych snów... *Wyszeptał. Przedramieniem ściśle oplótł szyje Adama by zostawić mu jak najmniej miejsca. Tym samym jednocześnie dusił i zakładał dźwignie na kark.*
Offline
*Przez cały czas traktowania Nemedisa z góry, nie przyszło mu nawet przez myśl w najśmielszych podejrzeniach ze coś może mu grozić. Kiedy został zaatakowany szarpnął się, ale najwidoczniej dopiero po ukłuciu , co nastąpiło zabójczo szybko, zdał sobie sprawe, ze ten naukowiec chyba jednak nie jest naukowcem*
TY zdrajco! Imperium cię… *wysyczał, zanim paraliż unieruchomił mu gardło. Zapasu tlenu w płucach było coraz mniej. Wkrótce nawet przestał łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Stracił przytomność w walce o oddech*
Offline
Admin - MG
Ciii... Już, spokojnie...*Wyszeptał przytrzymując coraz słabsze ciało.* Nie szarp się, to nigdy nie pomaga. *Rozluźnił uchwyt dopiero, gdy Adam stracił przytomność.* ...już po wszystkim...
//kontynuacja tutaj: http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 827#p19827
Offline
Artysta
Throul wyporzyczył śmigacz nie rzucający się w oczy, z przyciemnionymi szybami, dla zapewnienia incognito. Zapakował się do tyłu. Ochroniarze siedli z przodu. Teraz musieli znaleźć jakąś czynną kwiaciarnię i skep z dobrami dla wyższych sfer. Oczywiście podczas podróży po planecie zasięgnął informacji. U handlarza win wzbudził sensację kupując dziesięć butelek najlepszego alderiańskiego, czerwonego słodkiego wina "Amarone della Valpolicella Classico" oraz aż dwadzieścia bombonierek najdroższych czekoladek. Dalej wcale nie było lepiej. Kwiaciarka niemal nie posikała się ze szczęścia gdy wszedł. Była jedną z jego fanek. Zamówił dziesięć ogromnych koszy z kwiatami. Na to zamówienie musiał trochę pozekać. Rychło okazało się, że swoim śmigaczem tego nie zabierze. Szczęściem kwiaciarnia miała własny transport. Kierowca.nie był zbyt szczęśliwy, gdy tak nagle go obudzono i wezwano do pracy. Oblicze jednak rozjaśnił mu 500 kredytowy napiwek. Kwiaty załadowano. Kawalkada prowadzona przez śmigacz Małego ruszyła do szpitala, a właściwie prywatnej kliniki dla VIPów.
Offline
Artysta
Kawaklada zajechała pod klinikę "Medicus" prowadzonej przez doktora Galahada. Klinika była przeznaczona dla VIPów. Przy bramie kierowca krótko wyjaśnił cel wizyty. Zostali wpuszczeni na teren kliniki. Klinika stanowiła kilkanaście budynków rozsianych w malowniczej scenerii parku. Zajechali pod dwupiętrowy budynek stojący na uboczu. Wysiedli. Kierowca kwiaciarni załadował kosze z kwiatami na repulsorowy wózek. Throul w zniecierpliwieniu zapalił papierosa. Weszli do środka. Wsystko było umówione z szefostwem kliniki. Cała obsługa, dziesięć kobiet pracujących na oddIale ginekologiczno-położnizym zostało wezwanych na dyżur. Wejście Throula o tak wzesnej porze musiało wzbudzić sensację.
Offline
*Pielęgniarki ustawiono jak dzieci na apelu. Tylko się pochylały i wyglądały. Były przyzwyczajone do znanych opsobistosci, ale przeważnie bardzo nudnych: polityków rzadziej jakichś modelek, czy prezenterów holo. takiej „gwiazdy” jak Thorul raczej nie, choć nazwisko jego żony – Trax mówilo samo za siebie i zapowiadało to ze ojciec dziecka niebawem się tu zjawi*
Offline
Artysta
Throul uśmiechnął się. Piguły ustawione jak dziewczynki na apelu. Teraz sobie przypomniał o bombonierkach. Nachylił się ku ochroniarzowi.
- Zapomniałem o łakociach. Skocz proszę do śmigacza a ja w tym czasie zajmę czymś ten komitet powitalny.
Puścił do ochroniarza oczko. Ten w odpowiedzi wyszczerzył zęby w uśmiechu i poszedł. W dworze Throula panowała rodzinna atmosfera. Wszyscy są sobie równi i codzień spotykają się na wspólnej królewskiej uczcie zwanej obiadem.
- Witam, piękne panie, opiekunki zdrowia, piastunki dzieci.
Przywitał je najuprzejmiej jak tylko potrafił.
- Nie będę wam zawracał du...
Ugryzł się w język.
- ... Waszego czasu. Znacie mnie, a ja znam was.
Blefował. Nie znał ich, ale w końcu mógł się o nich sporo dowiedzieć.
- W ramach podziękowania za opiekę, nad królową mego serca i księciem chciałem wam wręczyć drobne upominki.
Ochroniarz wrócił. Był przewidujący. Oprócz bombonierek przyniósł zapakowane w ozdobne torby butelki z winem. Throul podchodził po koleji do każdej z pielęgniarek. Po uściśnięciu dłoni wręczał kosz z kwiatami, dwie bombonierki i butelkę wina. Wszystko poszło szybko i sprawnie.
- Raz jeszze dziękuję za opiekę nad moją rodziną.
To rzekłwszy poszedł do pokoju swojej żony. Ona była zawczasu poinformowana iprzygotowana do wyjścia. Ubrane dziecko spało w nosidełku. Mały przyglądał się potomkowi z fascynacją. Dziś widział go po raz pierwszy.
Offline
*Wszystkie baby po kolei jak podchodził zmieniały kolor na czerwony bądź purpurowy, dziękowały, uśmiechały się. Bardzo miły gest i pewnie gazety jutro o tym napiszą. Zdjęć nikt nie robil ale kamery bezpieczeństwa robią bardzo ładne ujęcia. Oj będą się baby chwaliły po fryzjerach, warzywniakach iw przedszkolach innym babom, tez purpurowym, ale z zazdrości.
Ogólnie wszystko fajnie. Zaraz go poinstruowano gdzie przebywa małżonka wraz z jego synkiem.
Kiedy wszedł, ona stała twarzą do okna na panoramę Couruscant. Dziecko spało w najlepsze. Było do niego bardzo podobne*
Offline
Artysta
Throul stanął w drzwiach.
-Witaj, nieznajoma.
Powiedział spokojnie. Ona obróciła się i podbiegła do niego. On podbiegł do niej zamykając za sobą drzwi. I spotkali się w środku pokoju. Spragnieni siebie, niecierpliwi. Pełni miłości. Ona chciała coś powiedzieć, lecz on powstrzymał ją pocałunkiem i pieszczotami. Belinea zaczła się rozbierać. Robiła to, jak zwykle szybko i z rozmachem. Jej zrzucone buty wylądowały pod drzwiami. Spodnie na podłodze a koszula na wezgłowiu łóżka. Wyprężyła się ukazując to, co miała namilszego dla oka. Widok ten objawił się Throulowi dreszczem w dole krzyża. Wolno całował jej usta, szyję, piersi zchodząc ustami wciąż niżej i niżej. Rzuciła się na niego niemal zrywając z niego koszulę i drapiąc paznokciami po policzku. Podczas, gdy on całował ją, a jego dłonie błądziły w jej długich, kruczoczarnych włosach onarozpinała mu pasek od spodni. Dziecko nieświadome gorącej namiętności wypełniającej pomieszczenie aż po sufit spało sobie cicho. Klamra paska zabrzęczała upadając z paskiem, spodniami i bokserkami na podłogę. Belinea złapała go za włosy pociągając na siebie, na łóżko. On, niecierpliwy wojownik wtargnął w nią napierając z całej siły. Jęknęła. Dziecko zamlaskało przez sen.
- Jejku, jej.
Jęczała gryząc dolną wargę gdy on, uwięziony pomiędzy jej udami dokonywał kolejnego aktu rozkoszy. Złapał ją za kark i pociągnął. Upadł na podłogę a ona wylądowała na nim. Objęła go udami. Jej biodra poruszały się rytmicznie. On pieścił jej piersi o stwardniałych podniecenia sutkach. Ich oddechy przyspieszyły. Z ich gardeł wydarł się niekontrolowany jęk rozkoszy. Dziecko obudziło się, lecz nie płakało. Opadł na nią bez sił. Pocałował po raz ostatni. Oddała pocałunek.
- Chyba już czas?
Spytała figlarnie gryząc go w ucho.
- Chyba tak, skarbie.
Ktoś zapukał do drzwi. Oboje zaczęli się pospiesznie ubierać poszukując porozrzucanych części ubioru. To ochroniarz zaniepokojony chałasami chciał się dowiedzieć, czy wszystko jest w porządku. Ubrali się. Throul zauważył, że jego syn się obudził. Uśmiechnął się do niego. Wziął nosidełko z berbeciem i wraz z małżonką wyszli na korytarz. Mały nie wiedział, że czerwone ślady jej paznokci na policzku są bardzo widoczne jak rozpięty rozporek spodni. Ochroniarz uśmiechnął się ze zrozumieniem.
Ostatnio edytowany przez Trax (2012-05-07 15:30:35)
Offline
Artysta
Zadowoleni rodzice wyszli z kliniki trzymając się za ręce niczym para zakochanych. Throul wskazał ukochanej śmigacz. Pojazd z kwiaciarni chyba już odjechał.
- Dokąd chceszjechać, kochana?
Spytał żony nie przestając patrzeć się na synka, który jakby w zdumieniu patrzył na ojca.
Offline