Schował dowód do kieszeni.
- Bez reszty.
Poinformował sprzedawcę zostawiając suty napiwek na ladzie. To, co zamierzał wziąć ze sobą, czyli sześciopaki piwa i winko "Złoty siur" wylądowały w plecaku. Plecak założył na plecy. Fajki i zapalniczka zaś zadomowiły się w kieszeni spodni. W każdą z wolnych rąk wziął sześciopak taniego porzeczkowego.
- Dziękuję i miłego dnia.
Podziękował i wyszedł ze sklepu. Żulom pod sklepem wręczył po trzymanym w rękach sześciopaku wina. Nie mówił nic. Uśmiechnął się tylko porozumiewawczo. Ruszył dalej ku portowi zapalając po.drodze papierosa i popijając go piwem z plecaka. Piwo, pomimo iż nie było z najwyższej półki smakowało niczym ambrozja. Tegonmu teraz trzeba było, choć zapewne żona opierdoli go za pijaństwo i palenie.

Znowu wylądował pod sklepem. Klął.na siebie, że się zgubił. Miało to też swoje dobre strony. Odwlekło powrót do gderliwej małżonki.Teraz, gdy był daleko od niebezpieczeństwa poczuł ukłucie żalu, że nie zbadał dokładniej tego lądowiska. Postanowił tam wrócić ignorując zdrowy rozsądek.