Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Admin - MG
Nemedis puścił twarz Jedi, więc jego ciało bezwładnie opadło znów na ziemię. Patrzył na nieprzytomną ofiarę z czymś, co można było łatwo sklasyfikować jako jawną odrazę, obrzydzenie. Skinął głową Cichemu.
- Niebawem pojawią się tu ludzie Vottaga. Mam nadzieję, że zachowa życie do tego czasu.
Taken obudził pewne wspomnienia, bowiem spotkali się już kiedyś, w zamierzchłych czasach. Nemedis stracił wtedy palec. Teraz był więcej niż rozczarowany. Z zawodem spoglądał na słabość idei, jaką wyznawali Jedi. Właśnie patrzył na przykład jej wspaniałości. Żałosną kupę kości i mięsa, która zdradziła to, w to wierzyła, omal nie zabijając wszystkich pasażerów statku w desperackim akcie ratowania własnego życia.
Sith zacisnął pięści tak mocno, że słychać było trzask kości. Spojrzał na człowieka usuwającego się w cień, kierując w jego stronę upiorną, trupio bladą maskę.
- To on? - rzucił pytanie w przestrzeń. - Dobrze się spisaliście.
Offline
Dzieciak
*Dug musiał odskoczyć, żeby nie oberwać upadającym ciałem. Pojawiła się w nim chwilowa obawa, ze mistrz zabije jedi tym niedelikatnym traktowaniem. Ale miał przecież prawo go zabić, wiec szybko Cichy odzyskał dawny spokój. Skinął głową, choć nikt na niego nie patrzył, a było to potwierdzenie „tak, to on”. Ankein, chłopak z którym spotkał się na Alderaan*
Offline
Mroczny Jedi
Ankein był tutaj najmniej doświadczony i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy skierowała się na niego przerażająca maska, zatrzymał na niej wzrok, a w jego oczach błysło. Ale niemal sekundę później opuścił głowę na chwilę, żeby ponownie podnieść wzrok na Sitha. Skinienie było gestem pokory i szacunku, a spojrzenie mówiło: jestem do dyspozycji. Uśmiechnął się lekko na słowa pochwały, ale nadal milczał. Nemedis mógł wyczuć od niego wewnętrzną radość i ogólną mieszankę emocji, które nie przedostawały się na twarz. Chłopak fizycznie maskował się doskonale, ale w mocy był bardzo otwarty, był jak żywioł, który trzeba poskromić i ukierunkować.
Offline
Admin - MG
Takenem niebawem się zajmie ktoś odpowiedni, o ile oczywiście ten dożyje. Był Jedi, był przedstawicielem silnej, bardzo wytrzymałej rasy, a największe krwawienie przynajmniej częściowo zatamowano. Nemedis wyrażał szczerą nadzieję, że uda się go utrzymać przy życiu. Cytadela była gotowa na ugoszczenie przybysza, wszakże w przeszłości, jako siedziba Mrocznego Lorda, stanowiła więzienie dla najgroźniejszych przeciwników, szczególnie tych mocowładnych.
Przez chwilę było słychać świszczący oddech. Sith pochylił się. Był bardzo wysoki, górował nad nimi wszystkimi.
- Wynieście go na zewnątrz, niech go od razu zabiorą - rzekł po chwili, głosem lodowatym i syczącym. Obecność Jedi na świętej planecie Sithów była trudna do zniesienia, budziła w Nemedisie gniew, ale... Kel Dor przedstawiał wartość jednie jako żywy. Tylko wtedy cały ten trud mógł się zwrócić.
Taken wszedł mu w drogę. Nie pierwszy raz próbował bronić Aru, węszył tam gdzie nie powinien, ścigał Cichego. Już w przeszłości przeszkodził w poszukiwaniach Hakona, wraz ze swym uczniem atakując Nemedisa. Sith zatrzymał to w pamięci. Po wielu latach triumf nad poniżonym, słabym Jedi nabrał zupełnie innego wymiaru.
Offline
Dzieciak
*Przez cały czas wymiany spojrzeń i gestów miedzy Nemedisem i Ankeinem, dug dygoczący z powodu ostrych powiewów Ziostańskiego mrozu dygotał na całym ciele i szczękając zębami patrzył tęsknie na swoją bandamę ze skóry pierwszego pokonanego „przeciwnika” – Aru. Miał nadzieje, ze ją odzyska… i uda się pozbyć tych plam… Życie jest naprawdę okrutne…
Potem wszystko się potoczyło szybko, doczesne szczątki Takena zostały zabrane do cytadeli. Tak jak i wszystko co młodzi „sithowie” chcieli tam widzieć. Dalsze losy aż do kolejnych sesji każdy sam ustali. Bo co może się stać na bezpiecznej i przyjaznej planecie Sithów?*
Offline