Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Mistrz Jedi
No tak… przegródźcie mnie, podepczcie *podsumował, kiedy i jedno i drugie czuło do niego taka silna miłość, ze musiał się po prostu cofnąć i asekurować odstawieniem nogi. Zaśmiał się jednak gardłowo, i bardzo ciepło. Delikatnie wsunął mały palec miedzy płytki Urgi by pogładzić skórę. Na Edzie już po prostu trzymał dłoń. On wszędzie miał pancerz. Tez na pewno chciał mocniej to poczuć, ale przecie Hakon tylko biednym jedi był…
Niesamowity kontrast w nastawieniu Eda którego wcześniej w ogóle nie można było dotknąć.*
Będzie, wszystko będzie w swoim czasie. *Więcej nie powiedział nic, tylko był ot – popychany. Ale mu to myśleć nie przeszkadzało*
Offline
Zwierzak
A Urga? Gdy Hakon odważył się wsunąć palec pomiędzy płyty przymrużyła oczy i wydała z siebie głęboki terkot. Widać była bardzo zadowolona, bo nadstawiała się dalej, nachalnie i bez zastanowienia czy zrobi mu przypadkiem krzywdę czy nie. Pierwsza raz od czasów Go ktoś ją tak głaskał, więc naturalne że lgnęła. Chociaż Edzika kochała i tak bardziej.
Offline
Biznesmen
*ED był taki troche fizycznie niepełnosprawny. I do tego psychicznie niedomagający. Bardzo trudny materiał. No ale on sam wiedział, ze Urdze tak „dobrze nie zrobi” wiec było mu na reke ze Hakon wyświadcza przysługę.*
Nie bądź taki zrzędliwy *mruknął, po czym – mruknął, bardzo przeciągle i miło, no i już nie molestował Hakona, wystarczyło mu same bliskie przebywanie. Jak to się losy odmieniają i relacje jak się kogoś pozna*
Offline
Mistrz Jedi
Ależ ja nie jestem zrzędliwy, mój wielki durastalowy przyjacielu *odpowiedział z powagą Hakon, nadal stojąc s klatką na pysku Eda. Jedna ręką trzymał się jego głowy. Całym ciałem teraz naparł na droida. Oparł się o niego, i głaskał skórkę Urgi. Po chwili wyjął palec, włożył go miedzy następne płytki i znowu to samo*
Offline
Zwierzak
Rozpłaszczyła się w końcu na Edziku, całkiem do niego przyklejając i owijając się ogonem. Tuląc się w ten sposób, ale nadal jednocześnie nadstawiała się do smyrania po skórze. W pewien sposób była to oznaja jej zaufania do Hakona, bo pokazała mu swoje wrażliwe miejsce. Ale wyszła z założenia, że skoro Ed lubi Hakona, to Hakon nie jest taki zły.
-Dze szeeewa i Malit?
Wyglądała na zadowoloną. Hakon głaskał, do Edzika się przytuliła, była wśród swoich. Tylko Go jej tak jakoś brakowało.
Offline
Biznesmen
*Edziowi tez brakowało paru osób. Może teraz akurat o tym nie myślał, ale wróciło już kilka razy. To przykre. Ale nie uskarżał się. Uważał najwyraźniej ze powinien to zwalczyć w sobie. Starać się być oparciem dla innych skoro więcej zrobić nie może*
Offline
Mistrz Jedi
*Mądrze Edzik myślał, tylko szkoda ze w obliczu zmiany sytuacji to jego myślenie odfruwało gdzieś tam, i gubiło się. No ale Hakon rozumiał to, wiec wybaczał. Taka specyfika Edzia. Może się zmieni, może nie*
Nie wiem, Urga, nie wiem, ale potem ich poszukamy *Gdzie Malkit, to Hakon wiedział. Gdzie to drugie – nie, ale na pewno wie Ed*
Offline
Zwierzak
-Urga ce!
Aż się cofnęła i ponownie ułożyła pancerz, broniąc już dostępu do skóry.
-Urga jeszcz. Urga byh ma rhobak, rhobak ogon i Urga ne. Ed byh mówi Malit da jeszcz.
Offline
Biznesmen
Słyszałeś, Hakon? Moje kochanie jest głodne. Nie ma co czekać na tego ogoniarza szczypiora wkurzającego aż się olej gotuje… chodźmy na statek. *zaproponowali łagodnym pomrukiem i oparłszy się o Hakona bokiem pyska, to znaczy czoła, to znaczy tej przodowej części, ruszył pokornym człapaniem starej szkapy w kierunku korytarza który już kilka razy przebyto – do hangaru technicznego B*
Offline
Mistrz Jedi
Masz racje, Edziu. Ja tez chętnie wytrzepie te szmaty… *cały brudny był, pachniał tez nienajlepiej. Tedy bez przedłużania skierował się tam gdzie Ed, jednak wyprzedził go i szedł pierwszy,. By w razie czego Edową agresje kontrolować*
Offline
Biznesmen
*Ed korzystał z nieskrępowanej swobody, kiedy Urga spala. Była zmęczona i zestresowana całym baaardzo długim dniem. Oczywiście zajrzał do niej, zanim padła jeszcze decyzja by przyjść tu. Później szwendał się za Jedi, ale po tym, jak prostujący się Hakon wyrżną łbem o jego „brodę” i odgonił, Ed z poczuciem krzywdzenia przyjaciół powlókł się w jakieś odosobnione miejsce by się pochlastać.
Jak dobrze wiemy nie było to możliwe z kilku względów, wiec Ed – z silnym postanowieniem nie wchodzenia w żadne obce korytarze – kręcił się po sali przeładunkowej, bo jakoś tu mu się dobrze łaziło. Wyzwania były – skrzynie i ta pochylnia.
A że Ed to Ed a nie co innego, to w końcu jakieś jego schematy wewnętrznego zachowania sprawiły, ze zatrzymał się, osiadł i przeszedł w stan czuwania*
Offline
Zin chyba już trzeci raz podczas pobytu na statku stawiał kroki do centralnej części statku. Był już tym lekko znudzony, bo zmieniał lokacje bardzo rzadko. Najchętniej zagłębiłby się w tajemnice maszynowni. Tam na pewno bez żadnego gadania znalazłby sobie godne zajęcie. Teraz robił za przewodnika i najwyraźniej jak tak dalej pójdzie, zacznie kasować za to kredyty. Najpierw był to Tac, później Hakon, teraz Vi. Kiedy wyszedł z hangaru technicznego do części centralnej, a mianowicie sali przeładunkowej, to co ujrzał znowu go przeraziło. ED. Morderczy droid we własnej osobie. Szepnął do Vi, nawet zdjął aparat tlenowy z twarzy.
-Schowaj blaster, nie wykonuj gwałtownych ruchów i nie drzyj papy. Jeśli chcesz przeżyć, nie rób tego pod żadnym pozorem, nawet jeśli Trandoshańcy najemnicy próbowaliby nas zabić.-Powiedział do niej i wyłonił się wolnym, spokojnym krokiem. Chciał zrobić wrażenie na ED-zie jak najbardziej pozytywne. Dlatego też szedł spokojnie, nie odzywał się, póki ED wyraźnie o to nie poprosi.
Offline
Biznesmen
*Jak to już ktoś raz mądrze powiedział, niestety offline, Ed – panisko na włościach – stał w strategicznym miejscu sali centralnej, czy tam przeładunkowej, tak, ze gdyby zaczął strzelać nie było by miejsca na ukrycie się.
Był to w tej chwili mierzący dwa i pól metra wysokości masywny ciężki droid w typie bojowym czy wręcz w typie maszyny zagłady – łeb jak kabina myśliwca dźwigany przez dwie monumentalne zginane do tylu nogi, jak kolumny. Po bokach łba sterczały ramiona – działa zakończone poniżej nadgarstków złowieszczymi lufami. Na każdym kilka sztuk. Od góry niczym szyba w myśliwcu chroniła sensory droida grubo pleciona z durastalowego wzmocnionego stopu siatka ochronna, przez którą maszyna obserwowała bardzo irytujący ją świat.
Pewnie nie usłyszeli pomruku. Byli za daleko. Maszyna odbezpieczyła zapadki bezpieczeństwa na nogach, a łeb obrócił się tak, ze pozbawione oczu spojrzenie zawisło na parze*
Offline
Początkowo oburzona chciała powiedzieć Zinowi co myśli na temat jego rządzenia się, ale ugryzła się w język. W końcu on tutaj już znał trochę sytuacje. Schowała się za im i upewniła się, że blaster jest dobrze ukryty pod czerwienią płaszcza i szła ostrożnie za Zinem. - Co to jest...? - szepnęła. Ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem. Czemu dorosły facet nagle robił z siebie tchórza?
Offline
Doskonale wiedział co robi. Zdążył poznać porywczość ED-a, dlatego nie miał zamiaru robić niczego, co mogłoby wzbudzić agresję droida. Na razie wszystko szło dobrze, póki Vi nie odezwała się. Cały plan poszedł na marne. Tutaj ED miał dogodne miejsce do tego, by zdeptać swoich nowych znajomych. Przepięknie.
-To ED. Przyjemna maszyna, jeśli byłby tutaj Hakon. Cześć ED, to ja Zin, pracowałem z Hakonem. Pamiętasz?-Spytał go. Nie chciał za żadne skarby obudzić w ED-zie bestii. Wiedział, że to inteligentna maszyna i że na pewno w jakiś sposób zapamiętała inżyniera. Kobdar miał na sobie rzeczy, które miał na sobie przy pierwszym ich spotkaniu. Jedynie subtelna zmiana na goglach robiła jakąś różnicę. Czy sporą? O tym pewnie dowiedzą się, gdy ED zareaguje. Spojrzenie ED-a wywoływało u Zina dreszcze. To było straszne, patrząc na tą ogromną maszynę. To ponad dwie tony durastali, mogące zabić jakąkolwiek istotę żywą w mgnieniu oka. Zin nie chciał być przeciwko niemu, o nie.
Offline