Pokręcił nieco głową, bo już miał powoli tego dosyć, bo robią kurewskie problemy i tragedie z tych pierdół. Tak, klub poszedł się jebać, ale z tego co się Tang orientował to finansował go Vottagg więc jego powinien szlag trafić. A co do dziewczynki to do cholery Seco miał jednego dzieciaka, drugi w drodze, trzeci już różnicy nie zrobi. Tak więc wyszło na to, że będzie musiał pogonić towarzystwo...
- Dobra, koniec pierdolenia, Rashaf bierz najpotrzebniejsze rzeczy, Seco, bierz rzeczy Elei i chuj, tutaj zostać nie może, bo zwyczajnie nie będzie miał się kto nią zająć. Robotą się nie przejmuj, coś się znajdzie i kurwa, koniec mazgajenia się, bo dam komuś solidny wpierdol. Spotkanie w PZ miało być w godzinę od wyprowadzki więc mamy kwadrans. Ruchy, ruchy!
Zaczął ich poganiać i sam od razu ruszył na górę, by spakować kilka rzeczy i tyle. Złota maksyma Mando brzmiała - wszystko, czego nie możesz zabrać ze sobą nie jest niezbędne, więc ich bagaże były na prawdę minimalistyczne i w dodatku 50% z tego to broń i amunicja.

*Dobrze ze padły te słowa, zawsze motywacja, a  dla Seco słowa tanga działały. Lekki kop, koniec użalania, i racja, klub był Vottagga, Seco na nim zarabiał, ale może zarabiać gdzie indziej.
Rashaf zaśmiał się, prychając przez nos i szybko znikł, zanim jeszcze Secoz dążył go zwyzywac, a  mógł, bo chciał, pierwsza zasada kaleeshianska. Ale zaraz wróciła Ela a klona nie było*
To wszystko? *zdziwił się otwierając szerzej oczy* Spakuj się… wszystko spakuj co masz! Na Widmie nie ma sklepów

*Kiedy Seco zadał pytanie dotyczące pakunków, to ona wiedziała że jest tego więcej. Lecz dziewczynka przecież nie poradzi wszystkiego. Zabrać rzeczy, zabawki i tym podobne więc wzięła to co miała najbliżej i pod ręką. Spojrzała na Kaleesha i spuściła główkę, po czym powiedziała*
- mam jeszce zzecy w pokoju... ale nie dam sama lllrady ich wziąć... Pomozess mi?
*i po chwili wraz z rzeczami które miała przy sobie, skierowała się w stronę pokoju. Tak, i za to Tanga lubiła najbardziej z tych wszystkich klonów które tutaj były, on najbardziej opiekował się nią. Więc jakby została tutaj, to by straciła kontakt zarówno z Seco jak i z Tangem. Długo nie trwało i już stałą w swoim pokoju przy szafie gdzie były ciuchy, a patrzyła na zabawki (głównie jakieś lalki) które znajdowały się na łóżku i przy łóżku. Czekała na Seco lub kogoś innego. Gdzieś w szafie była schowana mała walizeczka*

- Dobra, dobra
Mruknął Tang, który ewidentnie nie był klonem, bardziej brzydki, ogolony na łyso, z czarną, szorstką bródką... no i przede wszystkim był czarny, co go od razu dyskwalifikowało nawet jako ojca biologicznego tej gromadki. W każdym razie czekał na gotowość Seco i małej, w między czasie zajął się zabezpieczaniem całego mieszkania przed nieproszonymi gośćmi, co trochę czasu mu zajęło, więc kaleesh aż tak śpieszyć się nie musiał. A potem tylko wynieść wszystkie rzeczy na korytarz i można ruszać.

*Seco usiadł na podłodze i wszystko składał, nieporadnie, jak to chłop, ale widać było ze tak zupełnie obce to to mu nie jest. Na wierzch połowy owe wprawiające go w zadumę lalki i w końcu korzystając ze swojej siły brutalnie zmusił walizkę do zamkniecia się, ściskając to wszystko, choć w sumie i tak nie była to walizka przepełniona*
Idziemy, długa dhrroga przed nami *I podniósłszy się, trzymając walizkę w mechanicznej ręce, drugą wyciągnął miękką częścią w stronę dziewczynki*

*dziewczynka teraz tylko czekała gdy będzie wszystko gotowe i mogła wyruszać. Oczywiście Pan przytulak znajdowałs ie cały czas w jej rączkach więc na pewno go nie zgubi. Złapała wolną rączką za dłoń Seco i razem z nim zeszła do salonu. Teraz tylko pora na wyjście stąd*

- No to jazda
Tang zabrał w sumie cztery torby, w których mieściło się niezbędne minimum jego i trzech synów, po czym, gdy już wszyscy wyszli, to pozamykał wszystko, zabezpieczył i zszedł na dól, gdzie czekał na niego jego śmigacz, a jakże by inaczej - kradziony. Zapakował wszystko na niego, poczekał aż reszta też do maszyn powsiada no i ruszyli w kierunku wyznaczonego PZ.