Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Biznesmen
Dobrze *Mruknął całkiem żywo, dając do zrozumienia tym mruknięciem ze całkiem żwawa z niego bestia. Teraz jak już będzie wiedział, ze w razie czego oni sa z nim, chociaż trochę na nim skupieni a nie tylko na dżedajeniu się miedzy sobą, to nie poczuje się nieswojo, przecież będzie wśród „opiekunów”. Ale tempo zachował. Kiedy wyjdą na wielką Sale, nie będzie żadnych nerwowych czy nieprawidłowych reakcji. Już sufit się nie wali, teraz mozna mu było w skrócie powiedzieć, gdzie co jest, co tu warto zobaczyć, bo teraz słuchał*
Offline
Padawan
[Puszczam kolejkę z racji tego iż Tane prowadzi na razie Eda i akurat nie miał na co odpowiedzieć.]
Offline
Mikal doprowadził ich ponownie do Głównej Sali, która w ogóle się nie zmieniła, chociaż Ed pewnie nie bardzo pamiętał co tutaj się mieściło.
Musieli przejść obok platformy ulokowanej po środku sali, nad nią lewitował ogromny dwunastościan foremny, którego ścianki pokryte były szeregiem liter w dziwnym, nieznanym im języku. W niektórych miejscach ścianek znajdowały się świecące elementy, przypominające diody.
- To rzeźba przedstawiająca holocron, znaleźliśmy ją niedawno w starym magazynie. Mistrz Kahr twierdził, że to było jej miejsce, więc zawieszono ją ponownie, ale nikt nie wie dokładnie co to jest. Mistrz Kahr zaś milczy na ten temat
Mikal odwrócił się do nich by sprawdzić czy wszystko gra. Przeszli obok podestu i skierowali się tym razem w prawo, bo wychodzili z przeciwnej strony. Weszli w korytarz bardzo podobny do tego pierwszego, tutaj też były nisze z popiersiami mistrzów Jedi - uzdrowicieli. A Przed nimi wznosiły się stare, solidne drzwi odgradzające tą część świątyni od skrzydła szpitalnego.
Offline
Biznesmen
*Tym razem reakcja na „holocron” była bardzo pozytywna, Ed się zatrzymał, mruczał, patrzył, słuchał, nie bał się, choć to wisiało w powietrzu zamocowane jakąś tajemniczą siłą. Ze spokojem przyjął skromne informacje i tym tajemniczym przedmiocie. Wiedział, ze nie mu to badać, nic nie powiedział, ale mruczał, a mruczenie mówiło: jest ok, podoba mi się, nie mam pytań. Dalej dał się poprowadzić choć pewnie Tane czuł, ze powoli przejmuje inicjatywę i łazi sam, a Tane’go potrzebuje tylko do tego by czuć ze ktoś przy nim jest*
Uzdrowiciel to jakiś specjalny „gatunek” dżedaja? *padło zapytanie świadczące o zainteresowaniu, akurat kiedy zmierzali do skrzydła szpitalnego i mijali wszystkich uwiecznionych w marmurze uzdrowicieli*
Offline
- O tak. Nie każdy ma dar do uzdrawiania. Z reguły wielu Jedi potrafi wprowadzić się w uzdrawiający trans, ale niewielu może samemu kogoś uleczyć. To trudny proces i bardzo meczący
Odpowiedział z zapałem Mikal. On sam nie miał tego daru, czego troszeczkę żałował, ale miał inne uzdolnienia i inne zadania, które mu przydzielano. W ogóle postanowił wykorzystać tą okazję, by trochę Edowi przybliżyć samą konstrukcję Zakonu.
- Właściwie to Jedi są podzieleni na takie "podgatunki" zależnie od uzdolnień. Zasadniczo masz trzy podstawowe ścieżki nauczania, Droga Mocy, Droga Miecza i Droga Równowagi. W zakresie danej ścieżki są kolejne specjalizacje. Na ten przykład Strażnik Pokoju to Jedi z Drogi Miecza, który specjalizuje się w zwalczaniu przestępczości i on z reguły dostaje misje związane z jego uzdolnieniami. Mekhnesh jest Uzdrowicielem, więc wywodzi się z Drogi Mocy
Starał się to wyjaśnić jak najbardziej zrozumiale, wiedząc że niewiele osób ma pojecie o tym jak skonstruowany jest Zakon, przez co wszyscy mieli w głowie szablonowego Jedi, co czasami rodziło pewne nieporozumienia.
Offline
Biznesmen
*To sprawiło ze Ed się na Mikalu skupił, ewentualnie na tym co ten mu pokazywał i nie w głowie mu było świrowanie. Szedł z łbem próbującym „wyprzedzić” tępo ciała. Było to na tyle interesujące, ze słuchał*
A kim jest Hakon? *zapytał niemal od razu, bo to właśnie Hakon był tym jedz którym Ed miał niemal codzienny kontakt, to był taki jego żywy przykład*
Offline
W korytarzu nie było nic ciekawego do pokazywania, czasem tylko dochodzili do skrzyżowania, jednak cały czas szli prosto. Świątynia ta mimo, że było mniejsza od tej z Coruscant to i tak była ogromna.
- Hmm... Hakon? Nie jestem pewien, sam go zapytaj. Chociaż z tego co słyszałem to on wykazuje duże zdolności w zakresie psychologii, a to chyba podpada pod uzdrowiciela, ale pewien nie jestem. Na Coruscant mieliśmy tylko trzech psychologów i jakoś nigdy ich nie pytałem jaką drogę wybrali
Zakon akurat nie miał wyszczególnionej specjalizacji psychologa bo niewielu Jedi się tym zajmowało. Właściwie by być psychologiem nie była konieczna więź z Mocą, więc jak już to korzystano z usług cywili.
Offline
Biznesmen
*Ed nigdy tego nie doświadczył, bo sobie nie pozwalał, był niedotykalny w Mocy, i nie był do końca świadomy tego co Hakon umie, ale ów nie był zwykłym psychologiem. Często „wchodził” w umysł swojego „pacjenta” i tam prowadził terapie, zawsze bardzo skuteczną. Nawet Urgę poprawił, Darvena uratował, nawiązał wieź z sithem. Hakon umiał różne sztuczki. Niestety z Edem to nie działało i pewnie jeszcze długo nie zadziała, choć Tane niedawno miał pierwszy sukces w tej dziedzinie.*
Zapytam *Oświadczył. Wcześniej nie miał o tym pojęcia. O jedi mówiło się jako o nadistotach, półbogach, często zadufanych w sobie, osiągających sukcesy dzięki swoim nadmocom, ale to przecież były wykształcone osoby, często wszechstronnie*
Offline
Padawan
Tane przysłuchiwał się spokojnie temu wszystkiemu. Widać było, że Ed zaciekawił się Jedi znacznie bardziej niż przedtem. Ba nawet sam zadawał pytania na ich temat. Czyżby ten pozorny sygnał był znakiem próby poznania tego kim są głębiej by móc już nie negatywnie a choćby neutralnie podchodzić do każdego z nich i przełamania strachu, który towarzyszy mu przy spotkaniach z niektórymi ich członkami? Kto wie.
- Choć jest to stereotypowe Ed, to z reguły ogólną ścieżkę, którą podążył Jedi możesz poznać po kolorze klingi. Zielony to negocjator, osoba nastawiona właśnie na ścieżkę Mocy. Błękitna to Obrońca, Jedi podążający ścieżką miecza. Żółty zaś to kolor Strażnika, osoby podążającej zrównoważoną drogą. Jednak często kolor ten zależy od kryształu użytego w mieczu. - mówił. - Teraz możesz kiedyś zapytać Hakona o kolor jego miecza i wykazać się wiedzą na ten temat. Musisz jednak pamiętać, że kolory miecza to nie są "sztywno" przypisane atuty danej drogi. Prawda Mikalu? - zapytał.
Offline
- Zapytaj zapytaj... ooo... zbliżamy się. Słyszysz? Mekhnesh się nudzi
I rzeczywiście, korytarzem niosło się echo przytłumionej muzyki, której ktoś z pewnością głośno słuchał, skoro było ją słychać aż tutaj mimo zamkniętych drzwi. Mikal obrócił głowę w stronę Eda i uśmiechnął się do niego porozumiewawczo.
- Czasem jak się nudzi to słucha muzyki i śpiewa. Nie wychodzi mu to za cholerę, ale się tym nie przejmuje
Młodzieniec zaśmiał się cicho i trochę przyśpieszył kroku. Doszedł w końcu do drzwi, zapukał głośno a potem je otworzył i wszedł do środka, otwierając je szerzej dla Eda.
Offline
Biznesmen
*Trudno było Edowi „podjadać” się zasadami zakonu. Bywali fascynacji, Ed nim nie był, ale lubił wiedzieć, lubił jak ktoś mu coś mówi, pokazuje, opowiada. Natomiast sami jedi nie musieli odnosić się do teorii, bo to żywe istoty i niezależnie od tego czy Ed coś wie czy nie oni będą się zachowywać po swojemu i albo będą wzbudzać sympatie, albo lek, albo agresje.*
Hakon ma zielony, widziałem. Z tego co wiem ma go w spadku po mistrzu, bo jego został zniszczony, ale on też miał zielony. I to by tak nawet pasowało, ale Hakon się nie dżedai za często… *Odpowiedział Tane’mu, nie spoglądając jednak na niego. Mówił żywo, był zaangażowany. Ale kiedy zwrócono jego uwagę na inne bodźce, to zaczął nasłuchiwać. Słyszał kiepsko, tylko szum, nie skojarzył by tego z muzyką, ale teraz jak mu powiedziano to wybraźnia urozmaiciła i rzeczywiście słyszał muzykę. Ucieszyło go to bo sam często podobnie organizował czas*
Jak wejdziemy to się speszy…
*No ale – jak już drzwi zostały otwarte, to on tak powolutku, cichutko, ostrożnie, mocno zginając kolana zaczął się zbliżać by najpierw zajrzeć, oczywiście zagradzając sobą całe światło przejścia*
http://www.swewok2.pun.pl/viewtopic.php … 392#p40392
Ostatnio edytowany przez ED (2012-04-11 21:18:11)
Offline
*W pomieszczeniu pojawiła się Renee. Przez połowę sali przeszła obojętnie, nie rozglądając się na boki. Widać było, że punkt docelowy jej wędrówki był gdzie indziej, a tędy tylko zwyczajnie przechodziła. Ta sala, szumnie nazwana główną, nie zrobiła na niej większego wrażenia. Wymagała jeszcze trochę pracy, by doprowadzić ją do stanu z czasów świetności.
Tym razem jednak zmieniła swoje plany. Zatrzymała się przed oknem, z którego zaczęła obserwować okolice. Nieważne jak bardzo człowiek udawałby zapracowanego, to prawda była taka, że oprócz konklawe nie było nic innego do roboty. Chwilka spędzona na tarasie widokowym jeszcze nikogo nie zbawiła.*
Offline
Dla kogoś, kto miał styczność z monumentalną Świątynią Jedi z Coruscant ta z Tythona z pewnością wielkiego wrażenia nie robiła. Chociaż obie utrzymane były w podobnym, sakralnym stylu to jednak obie różniły się przede wszystkim rozmiarem i rozmachem. No i na niekorzyść obecnej siedziby Zakonu przemawiał fakt, że była ona w remoncie. Część korytarzy była zawalona rusztowaniami, droidami naprawczymi oraz materiałami budowlanymi. Część pomieszczeń było zamkniętych i nijak nie można się było do nich dostać.
Część okien też było wymienianych na nowsze i zdecydowanie bezpieczniejsze. To, przy którym zatrzymała się Renee było już nowe i istniała możliwość jego otwarcia dzięki znajdującemu się niedaleko małemu panelowi kontrolnemu.
Zaś widok rozciągał się głównie na rosnący nieopodal las oraz potężne łańcuchy górskie, których szczyty pokryte były wiecznym śniegiem. Widok był bardzo malowniczy i urokliwy, jednak daleko mu było do tych z Galaktycznych widokówek.
Młoda padawanka też długo sama nie pozostawała, bo co jakiś czas korytarzem przechadzał się jakiś członek Przymierza, droid naprawczy lub też jakiś padawan lub inny Jedi.
Offline
*Stała tak jeszcze przez chwilę. Mimo, że zauważyła i doceniła technikę zainstalowaną w oknie, to nie bawiła się panelem kontrolnym. Widziała to co było na zewnątrz i to jej wystarczało. A tak jeszcze by coś się popsuło i byłoby na nią.
Szybko się zorientowałam, że niewiele osób oprócz niej miało chęci do podziwiania widoczków. Pewnie albo już się naoglądali, albo też nie mieli na to czasu. Lub też zupełnie ich to nie obchodziło. Gdyby Renee miała strzelać, to prawdopodobnie postawiłaby, że w większości przypadków zachodzi ta trzecia opcja.
Choć ogólnie zajęcie to było miłe dla oka, to po pewnym czasie zaczęła się czuć dość nieswojo. Co pewien czas ktoś przechadzał się za jej plecami, zapewne robił coś pożytecznego, podczas gdy ona sobie bezwstydnie leniuchowała na widoku. Dlatego, jeśli nic ją nie powstrzymało, to odeszła od okna i ruszyła przed siebie w poszukiwaniu zajęcia dla siebie.*
Offline
Większość osób po prostu już nacieszyła się widokiem Tythonu i jego aurą i w dzień raczej mieli niewiele czasu na podziwianie piękna planety. A ci, którzy to robili to wybierali inne miejsca niż zwykłe okno wychodzące na świat, było dużo ciekawszych miejsc do obserwacji okolicy.
Renee zasadniczo nikt nie przeszkadzał przez większość czasu. I chociaż ją zauważali, to jednak każdy miał coś do roboty i jakoś nikomu nie przyszło do głowy zapytać, czy nie czuje się czasem zagubiona lub przytłoczona.
Aż tu nagle za swoimi plecami młoda padawanka mogła usłyszeć nieco zrzędliwy, ale znajomy głos.
- No proszę, proszę. Wszyscy albo pracują, albo ćwiczą albo medytują. A ty co? Obijasz się? Nie ładnie, nie ładnie.
Za nią stał stary netiański mistrz Kahr, który z wyglądu przypominał niewprawnie wyrzeźbionego w drewnie człowieka, odzianego w starą szatę Jedi.
- Byś się wzięła do roboty a nie stała jak słup soli
Offline