Moc - 2016-01-06 17:49:54

http://starfleetjedi.net/venatorcropped.png



Okręty wojenne typu Venator to unikalna hybryda niszczyciela gwiezdnego, zdolnego do odbywania potyczek z ciężkimi krążownikami wroga oraz lotniskowca, zdolnego pomieścić olbrzymie ilości myśliwców, bombowców i kanonierek. Było to możliwe dzięki zmienionej budowie względem podobnych jednostek tego typu.
Główne wrota hangaru Venatora zajmują dużą część górnej powierzchni okrętu, pod którymi znajdują się wydzielone dla maszyn boksy, chronione polem ochronnym. Centralna część, znajdująca się tuż pod wrotami pełni rolę pasa startowego dla maszyn, zaś boczne ściany to miniaturowe hangary. Tak duża powierzchnia wrót hangarowych pozwala na niemal natychmiastowy start większości przenoszonych myśliwców.
Venator posiadał jeszcze dodatkowo drugi "wylot" z hangarów. Był on mniejszy i został umieszczony w dolnej części kadłuba, dzięki czemu możliwe były starty maszyn nawet podczas toczenia walk (górne wrota zbytnio odsłaniały wnętrze okrętu). Dolna i górna przestrzeń hangarowa były ze sobą połączone tunelami technicznymi i windami, dzięki czemu transport myśliwców i kanonierek nie był kłopotliwy.

Przestrzeń hangarowa na "Obrońcy Jedi" Nie uległa zbyt wielkiej modyfikacji i nadal wszystko przebiegało tak jak za czasów WAR.  Na ogół korzystano z dolnego wylotu, który był nieco bardziej zagracony niż kiedyś, zaś górny pokład często był zastawiony uszkodzonymi myśliwcami, które starano się naprawić. Nie mogli już teraz korzystać z zewnętrznych wojskowych stoczni, które wymieniały uszkodzony sprzęt.

Moc - 2016-01-06 19:16:19

Kontynuacja z tego Tematu

Moc napisał:

Quinlan i Devia sobie gadu gadu a pilot w końcu miał potwierdzenie od tego blaszaka, że mogą startować. W ciągu kilku minut przygotował on frachtowiec do lotu i przekazał polecenia obsłudze koreliańskiego promu. W końcu frachtowiec poderwał się z platformy lądowiskowej i wystartował. Ich stateczek szybko nabierał prędkości, przebijając się przez gęste zanieczyszczenia atmosfery aż w końcu znalazł się on na orbicie planety. Wystarczyło tylko opuścić pole grawitacyjne planety, by możliwy był skok w nadprzestrzeń i tyle. Musieli jednak zaczekać na tą kupę złomu astromecha i gdy ich statek do nich dołączył to otrzymali koordynaty miejsca spotkania. W końcu skoczyli w nadprzestrzeń.

Podróż przez nadprzestrzeń nie zajęła im wiele czasu, gdyż "Obrońca Jedi" był oddalony od Mustafar tylko o kilka systemów, by w razie potrzeby szybko się znaleźć na orbicie planety. Gdy oba statki pojawiły się w pobliżu okrętu to natychmiast zostali oni przejęci przez eskadrę myśliwców ARC, które nakazały im skierować się ku dolnemu hangarowi. Szczególnie pilnowali oni promu należącego do R2. Skanery sprawdziły jaką posiada on na pokładzie broń i gdyby tylko spróbował jakichś sztuczek, to automatyczne działa momentalnie by go zniszczyły.
W końcu po pomyślnie przeprowadzonej procedurze obie maszyny znalazły się na pokładzie Venatora. Na gości czekał mały oddział klonów pod dowództwem Rohany, mistrzyni szpiegów generała Therona. Jak zwykle ubierała się w swój bojowy strój ułatwiający skradanie i walkę, zaś przy jej pasie zwisała przedłużona rękojeść miecza świetlnego.

R2D6 - 2016-01-06 19:27:55

Droidy bezpiecznie dotarły i wylądowały w hangarze statku, więc R2D6 mógł spokojnie nakazać pilotom opuszczenie rampy. Rampa opadła a z wnętrza statku wyjechał sam astromech, który stwierdził, że lepiej będzie jeśli jego załoga nie opuści wnętrza statku wywołując u innych niemiłe wspomnienia. Blaszak zjechał po rampie, która zamknęła się zaraz po tym, bez dłuższej straty czasu astromech powoli podjechał do kobiety, która ewidentnie wyglądała na dowódcę "komitetu powitalnego"
- Witam. Nazywam się R2D6 i przybyłem tu, aby porozmawiać z dowódcą tego okrętu. Jak sama pani widzi opuściłem mój statek w pojedynke na znak pokojowych zamiarów-powiedział kiedy tylko zbliżył się do kobiety. R2D6 czekał, aż zostanie odprowadzony do dowódcy okrętu, gdzie będzie mógł spokojnie porozmawiać.

Quinlan Ramis - 2016-01-06 20:10:44

- Aby nauczyć się dobrze interpretować wizję potrzebujesz kogoś bardziej w tym doświadczonego, ja w tej dziedzinie nie jestem raczej odpowiednim nauczycielem. A co do innej grupy władającej mocą, to zanim zaczniesz w to wchodzić sama musisz poznać siebie i nauczyć się jeszcze trochę. Oraz przejść próby, by w pełni władać Mocą. Ja pomogę ci i wskażę drogę, ale ty sama musisz wybrać czy nią podążysz. - odpowiedział na jej pytania i wątpliwości. I wiedział, że po powrocie na "Obrońcę" czeka ich sporo ćwiczeń. Nie skomentował słów dotyczących wizji swojej osoby, jedynie lekko się uśmiechnął.

Zdawał sobie sprawę, jak niebezpiecznej dokonał zagrywki. Ale chciał też sprawdzić jak zareagują jego nowi sojusznicy. Czy Theron i pani kapitan są otwarci na nowe kontakty oraz dogadają się w razie czego by wspólnie potem uderzyć w Imperium.
Schodząc z pokładu frachtowca ubrany był jak za pierwszym razem tutaj się pojawił - ciemnogranatowy płaszcz do pół uda, przewiązany szerokim pasem, niezbyt obszerny kaptur nie zasłaniający białych krótkich włosów i takiegoż koloru przepaski na oczach. Ciemne spodnie i wysokie buty dopełniały tego ubioru. Przy prawym boku tkwiący w kaburze blaster zaś w lewej dłoni czerniona laska z durostali ze zdobioną końcówką, typowa raczej dla szlachciców ni to podpierania się, ni to dla ozdoby. Dziwny, dość ekscentryczny styl, zwłaszcza gdy doszedł do niego srebrny, prosty sygnet na lewej dłoni po ostatniej wizycie na Mustafar.
Spojrzał na komitet powitalny, który na nich czekał. To, że powita ich Rohana mógł się spodziewać. W końcu to ona robiła tutaj za swoistego sędziego i decydowała o życiu lub śmierci ewentualnych sojuszników z tym swoim podejściem do mrocznej strony.
- Misja wypełniona, zdobyliśmy dane które z pewnością was zainteresują. Bonus w postaci sprzętu też powinien ucieszyć niektórych. - rzekł do Rohany i wskazał dłonią Artoosix, który zjechał za nim z rampy frachtowca. Droid miał wszystkie informacje, więc też Quinlan miał zamiar być obecny przy przekazywaniu informacji.

Devia - 2016-01-06 20:28:05

Próby? jedyne o jakich wiedziała to próby jedi. Czy to właśnie o nie chodziło? W sumie pobyt na mustafar mogła zaliczyć jako próbę nie wiedziała tylko z jakim skutkiem. Zatem czekała ją masa ćwiczeń i treningów jeśli naprawdę chciała stworzyć grupę mocowładnych. Droga którą jej wskazywał Quinlan była tą której od dawna szukała - drogą równowagi, zgody ze sobą i dobra. Dlatego od razu zdecydowała że nią podąży. Musiała poznać siebie i nauczyć się kontrolować emocje. Nie chodziło o to by ich w ogóle nie było lecz o to by trzymać je w ryzach i uwalniać w sposób kontrolowany.

Wyszła z frachtowca na pokład venatora. Pierwsze co zobaczyła to oddział klonów na czele z nieznajomą dzięki której była tu gdzie była. Być może ich działania były niebezpieczne ale na pewno nie nieprzemyślane. Jeśli R2 faktycznie chciał walczyć z imperium dlaczego miała odpychać możliwego sojusznika. Chciała wiedzieć jak bardzo dowództwo jest otwarte na sojuszników. Miała właśnie powiedzieć nieznajomej o odkryciach gdy Quinlan ją uprzedził.
-chciałabym być przy rozmowie generała z R2 i przy sprawdzaniu danych które zdobyliśmy - powiedziała do nieznajomej wskazując stojącego przed nią R2.

Moc - 2016-01-06 20:46:51

Rola, jaką pełniła Rohana była bardzo rozległa. Przede wszystkim odpowiadała za bezpieczeństwo wewnętrzne i pomagały jej w tym zdolności, które opanowała w Zakonie. Była Cieniem, osobą wyszkoloną do tropienia i zwalczania Ciemnej Strony, dlatego reagowała na nią "alergicznie". W czasie wojny działała jako szpieg za linią wroga, często infiltrując jego placówki. Miała więc jeszcze sporo kontaktów, z których nieustannie korzystała, stąd stanowisko mistrzyni szpiegów, czy też szefowej wywiadu. Była surowa i nieprzejednana niczym Windu, dlatego lepiej z nią nie wszczynać dyskusji. Była ulepiona z zupełnie innej gliny niż Leri, która była badaczką, czy Theron, który był przywódcą. Ona była wojowniczką i to z tego najbardziej nieugiętego sortu.
Mirialanka stała wyprostowana i obserwowała pojawienie się gościa bez śladu jakichkolwiek emocji na twarzy.
- Zaraz zostaniesz zaprowadzony do pani kapitan
Droid sojusznik, dobre sobie. Nie ufała droidom z prostego powodu, nigdy nie było wiadomo co one knują. Były martwe w Mocy, nie wiadomo było czy ich intencje są szczere czy nie, czy ich program nie zawierał jakichś pułapek. Trzy lata nieustannych bitew z blaszakami nie nastawiły jej optymistycznie do nich.
- Sprzętem zajmie się obsługa hangaru. Ocenią przydatność i wszystko sprawdzą. A teraz chodźmy, pani kapitan z chęcią wysłucha propozycji tego R2
Odwróciła się na pięcie i tak ruszyli w stronę turbowind by opuścić hangary. Żołnierze nie towarzyszyli im jednak, wystarczała Rohana. Gdyby astromech coś kombinował to po prostu posieka go na plasterki. Żołnierze mieli przypilnować jego promu, by nic nie rozlazło się z niego po ich okręcie.

R2D6 - 2016-01-06 20:55:43

Droid zrozumiał, że kobieta nie jest optymistycznie nastawiona do jego propozycji współpracy, w sumie nie dziwne... Separatyści wystawili złą ocenę droidą wszelkiej maści dodatkowo droidy były "inne" niż istoty żywe, więc te były negatywnie nastawione... No cóż R2D6 musiał zmienić ocenę droidów galaktyki.
-Dziękuję-powiedział droid do kobiety po czym spokojnie pojechał za nią.

Quinlan Ramis - 2016-01-06 21:11:18

Skinął głową i ruszył śladem Rohany. Nie była kimś, komu zaufałby w pierwszej kolejności. Agentka wywiadu, szpieg, cień. Trudno nawiązać nić porozumienia z kimś takim. Quinlan mógł sobie pozwolić na zwykłą tolerancję, znajomość przelotną bo wiedział, że zaufanie musi działać w obie strony a Rohana zapewne nie lubiła go, z powodu nuty Ciemnej Strony którą niegdyś miał w sobie i która pozostawiła ślad. W tych czasach trudno jednak było o zachowanie czystego serca.
- Jakieś nowe wieści na froncie? Ktoś do odbicia, odnalezienia czy też ukarania? - odezwał się z pytaniem do Rohany gdy zbliżali się do turbowindy. Kroczenie w milczeniu raczej byłoby nudne, a spróbowanie znalezienia wspólnego języka zawsze mogło być dobrym pomysłem. - Niewielu nas zostało, Jedi. Chyba więc warto lepiej się poznać, zaufać. W przyszłości w walce może dojść do sytuacji, gdy będziemy musieli na sobie polegać. Chyba zatem warto od czegoś zacząć? - zmiana strategii w podejściu do fanatyczki mogła zaowocować lepszym zrozumieniem w obie strony. Oczywiście jeśli druga strona również chciałaby się lepiej poznać i zaufać tej pierwszej.

Devia - 2016-01-06 21:20:14

Ruszyła za Rohaną i R2 do sali konferencyjnej. Może i była szpiegiem mającym alergię na ciemną stronę jednak to właśnie ona ją odbiła i doprowadziła do generała. Pamięta jak  powiedziała jej że gdyby wtedy to od niej zależało to wyrzuciłaby ją przez śluzę. Dlatego tez nie pałała nie wiadomo jaką sympatią do agentki wywiadu. Tym samym też miała ogromną satysfakcję widząc minę agentki kiedy jej aura stała się szara i tym samym przestała się posługiwać ciemną stroną. Brak reakcji agentki na jej aurę utwierdził Devię w tym że jej obawy były bezzasadne a jej aura pozostała szara pomimo pobytu w miejscu nasyconym ciemną stroną. Zauważyła że Quinlan usiłuje nawiązać rozmowę. Ciekawa była czy mu się uda.
-Rohana tak? wiem że nie przepadasz za mną ale czy nie udowodniłam ostatnio że można mi ufać? - dołączyła się do rozmowy.

Moc - 2016-01-06 21:36:42

Mirialanka wyprowadziła ich dosyć szybko z hangaru. Wszyscy mijani przez nich żołnierze i podoficerowie z szacunkiem jej salutowali. Nie, nie budziła ogólnej grozy, tylko szacunek. Nikt jej nie chciał podpaść, bo bywała nieprzyjemna, ale też nie czepiała się zbytnio jeśli coś nie groziło bezpośrednio reszcie załogi.
Pytanie Quinlana ją zdumiało... spacerowali w towarzystwie niesprawdzonego droida, który równie dobrze mógłby tu zostać przysłany przez Imperium, a on zadaje pytania o przebieg ich potyczek.
- Naprawdę sądzisz, że to jest dobry moment na zadawanie takich pytań?
Odpowiedziała zimno, skręcając w kolejny korytarz. Zbliżali się już do głównej sieci turbowind. Stąd będą mogli dostać się na pośrednie sekcje i z nich przesiać się, by dostać się do górnych a z nich dopiero do bezpośrednich wind na mostek. Okręt podzielono na różne sekcje na wypadek abordażu i trzeba było maksymalnie utrudnić wrogowi drogę na pokłady dowodzenia.
Kolejne wypowiedzi Quinlana i Devii skwitowała głośnym westchnięciem. Jak trzeba być głupim, by dyskutować o ich wewnętrznych sprawach przy niesprawdzonym obcym? W tej chwili zdradzili R2 że nie dogadują się między sobą i są miedzy nimi niesnaski. I to byłby idealny cel dla wroga. Wystarczy taką informacje komuś sprzedać i już wiadomo kto jest słabym punktem w układance. Możliwości było wiele... I dlatego Rohana była mistrzynią szpiegów i kontrolowała wszystko. Przez takie paple jak oni już dawno Imperium by ich znalazło i spuściło łomot.
Wszyscy wsiedli do windy, drzwi się zamknęły i pojechali do góry. NA ostatnim piętrze przesiedli się, znowu pojechali i znowu się przesiedli.

R2D6 - 2016-01-06 21:48:11

-Proszę się o nic nie martwić. Nikomu nie wyjawię, że nie układa się wam najlepiej ani że jesteście... Jedi. Myślałem, że wszystkich was spotkała śmierć z rąk Imperium. Dobrze jednak wiedzieć, że przeciwko Imperium stają też mocowładni. Wierzę, że będę kiedyś świadkiem waszych możliwości, oczywiście jeśli będziemy stać po jednej stronie-. W ciągu kilku sekund droid dowiedział się więcej niż podczas całej rozmowy z mężczyzną na Mustafar a to już było coś. Blaszak jechał dalej za kobietą, jednak w pewnej chwili stwierdził, że warto by przedstawić się z tej lepszej strony więc powiedział
- Nazywam się R2D6. A wy? Jedi? Muszę przyznać, że wasz statek dobrze się trzyma choć pewnie nie raz już stoczył zwycięską bitwę przeciwko Separatystą. Muszę was zapewnić, że mimo iż korzystam z ich osprzętowania to nigdy z nimi nie współpracowałem. Ja tylko chcę równych praw dla.mych braci oczywiście tych rozumnych. Wy walczycie o swoje ideały a ja o swoje, na drodze stoi nam tylko bezwzględne Imperium, które trzeba zniszczyć niż stanie się niepokonane-.

Quinlan Ramis - 2016-01-06 22:13:14

Tak, ryzykowna to była zagrywka, ale dzięki temu dowiedział się jednej małej rzeczy o Rohanie. Może i gadali trochę za dużo i w pobliżu droida ale czyż nie było na takie sytuacje rozwiązania? Nawet trzy mógłby wymienić od ręki ale przemilczał je.
- Wiele można powiedzieć, plotki mogą się pojawić. Ale czy to co się mówi jest prawdą? Czy to co się widzi jest prawdą a nie iluzją? Jedi mieli zostać wszyscy zabici - wygląda na to że fałsz. Co jeszcze może okazać się bujdą? - odezwał się w odpowiedzi na słowa Rohany i droida. Nie, nie był głupi ale dobrze wiedział co mówi. Często można wygrać poprzez wprowadzenie przeciwnika w błąd, przez dostarczenie fałszywych informacji. Prawda była względna, w zależności od punktu patrzenia. Był głupcem czy też tylko udawał takiego - tak można było zgadywać patrząc z boku, ale Quinlan odebrał dobre nauki od swej mistrzyni i tego pierwszego trudno było u niego szukać.

Devia - 2016-01-06 23:23:34

A kiedy niby mieli jej zdaniem pogadać jak ona wiecznie gdzieś latała? pf.. fakt robienie tego przy nie sprawdzonym droidzie było nieprzemyślane, no ale tym samym mogli go w ten sposób sprawdzić...
Mają wspólnego wroga - imperium a to już było coś. W tym momencie nie wiedziała czy ma mu się przedstawić. Widząc że Quinlan jakoś wybrnął z sytuacji, milczała nie chcąc się bardziej narazić. To nie jest tym na co wygląda pomyślała. I tak mogą to wykorzystać do sprawdzenia?

Moc - 2016-01-11 19:24:49

Quinlan przemilczał swoje uwagi, gdyż Rohana i tak już była zła na niego. Choć określenie "zła" może być nieco zbyt delikatne. Nie była też pełna wściekłości i gniewu, wiec ciężko określić jej stan. Na pewno bardzo nie spodobało jej się to, że sprowadzili tu tego blaszaka bez jakiegokolwiek sprawdzenia jego "osoby" i intencji. Ale tu Quinlan nie był wyłącznie winy, bo generałowi już się oberwało za te rażące naruszenie zasad, które sam ustalił a nad którymi ona miała czuwać. Bo jak do cholery ma zapewnić bezpieczeństwo ich małej grupie, gdy dowództwo i reszta bezmyślnie ignorują jej zalecenia? Tak więc mirialanka nie była w nastroju na to, by bawić się w improwizowaną dezinformacje.
I kolejna rzecz. Już nie lubiła R2. Za dużo gadał i był zbyt cwany jak na jednostkę astromechaniczną. Jej R3 z czasów Zakonu nie posługiwał się nawet pełnymi zdaniami a ten tutaj nawija i nawija.
- Spotkasz się z dowództwem to im wszystko wyjaśnisz
Skwitowała krótko. Nie miała ochoty na dyskusje, to nie była jej "działka", znała się na walce i infiltracji, dyplomacje zostawiała komuś bardziej elokwentnemu niż ona sama. Znała swoje miejsce i nawet nie próbowała udawać, że nadaje się do tego typu rozmów.
W końcu znaleźli się na niższych pokładach dowodzenia. Rohana zaprowadziła ich do sali konferencyjnej.
- Wejdźcie. Ja tu zaczekam
Mruknęła i wpuściła ich do środka.


Kontynuacja wątku w tym Temacie

Quinlan Ramis - 2016-01-30 15:35:46

Kontynuacja wątku z tego Tematu

- Postępy widzę i je robisz. Ale nie spiesz się aż tak do niej. Skoro to uczennica wielkiej inkwizytorki, to z pewnością jest nieźle wyszkolona. Podejrzewam, że walka nas nie ominie, ale zawsze lepiej gdy toczy się po naszej myśli i to my mamy przewagę. - skomentował jej kolejne słowa i myśli. Była niecierpliwa, ale Quinlan uważał że to chwilami może być dobre przy osiąganiu kolejnych poziomów nauki.
Droga do hangaru nie była długa, zwłaszcza że mogli użyć do tego jednej z turbowind. Tam zresztą mieli spotkać się z pilotem i wsiąść na znaleziony statek. Przez głowę Quinlana przeszedł nawet pomysł zwinięcia statku opozycji mandaloriańskiej jakby była okazja, choć z drugiej strony jeszcze ciekawszą opcją byłoby zabrać statek inkwizycji jakby go znaleźli. Ale póki co trzeba było zostawić te rozważania na później.

Devia - 2016-01-30 15:41:58

-no tak, to prawda. Ale to i tak nie zmienia tego że chciałabym się nauczyć jak najwięcej w jak najszybszym czasie - odpowiedziała. Najchętniej to podłączyłaby sie do urządzenia ładujacego materiał z wszystkich tematów które chciała miec opanowane w perfekcyjnym stopniu. Szkoda że nie było takiej mozliwości... Będąc w hangarze zaczęła się rozglądać za statkiem którym mieli lecieć.

Moc - 2016-01-30 16:11:15

Devia i Quinlan przeszli przesz szerokie, pancerne wrota odgradzające hangar od reszty okrętu. Znaleźli się oni w samym sercu niezłego chaosu. W bocznych boksach mechanicy gorączkowo przygotowywali do lotu myśliwce wyposażone w hipernapęd. Ubrani w skafandry piloci rozmawiali z technikami, by wyeliminować różne drobne usterki, pomocnicy biegali tu i tam, przenosząc części i narzędzia. Część droidów technicznych kończyła tankowanie maszyn, pozostałe wyciągały pozostałe maszyny na główny pokład, by mechanicy mogli dokonać przeglądu. Część z gotowych już maszyn powoli startowała, kierując się do wylotu dolnego hangaru.
Nad wszystkim czuwali oficerowie z kontroli lotów, jednak było ich za mało by to wszystko sprawnie opanować, więc panowało zamieszanie. Każdy każdego przekrzykiwał, tu coś upadło, tam ktoś coś przewrócił, w efekcie czego jakiś mechanik darł się na innego. Innymi słowy codzienność przed jakąś misją.
I w tym rozgardiaszu Quinlan i Devia musieli znaleźć kogoś, kto wskaże im ich środek transportu, co może nie być wcale takie łatwe.

Quinlan Ramis - 2016-01-30 16:41:13

Oczywiście, sami musieli sobie poradzić bo generał nie raczył wskazać jaki będzie ich statek ani nawet kto go popilotuje. Nie był to jednak aż taki problem, na jaki mogło by się wydawać, choć panujące tu zamieszanie wcale wszystkiego nie ułatwi.
- Zaczniemy od oficerów lotu, oni powinni znać cały rozkład zajęć i dać nam jakieś wskazówki co do lotu. - odezwał się do Devii i skierował swe kroki tam gdzie jeden z nich urzędował i starał się opanować to całe zamieszanie. To od niego chciał otrzymać wiadomość, który statek ma lecieć na Mandalore i gdzie stoi. Szczegół zawierający nazwisko pilota postanowił zostawić na chwilę, gdy już ten statek znajdą.

Devia - 2016-01-30 16:59:03

-Dobrze-odpowiedziała i ruszyła za Quinlanem. Sknerostwo generała do dawania im informacji było irytujące. Zapewne nic by im nie powiedział gdyby go do tego nie zmusili pytaniami. Wyglądało to dla niej tak jakby im nie do końca ufał. Skoro tak to po kiego ciula nas zapraszał na tak ważną obrade?
Dobra dość bo zaczynasz wymyślać teorie spiskowe skarciła samą siebie w duchu dreptając za mistrzem do jednego z oficerów.

Moc - 2016-01-30 17:12:57

Pomieszczenie kontroli lotów znajdowało się w górnej części pokładu, tuż pod wielkimi wrotami hangarowymi. Najszybciej można było tam dobrzeć poprzez turbowindę. W środku zaś panował spory gwar, porównywalny z tym co zastali w głównej części hangarowej.
- Czerwony osiem, masz pozwolenie na start. Przyłącz się do swojego Lidera i spotkajcie się z niebieskimi.
- Zielony Lider, podaj mi stan twoich przygotowań.
- Niebieski Lider, czekaj na rozkaz. Przełączę cię do Lidera żółtych.
- Eskadra Złotych, szykujcie się do startu...
- Czerwony sześć, masz wolne podejście do wylotu.
- Czarny dziewięć, zaczekaj na wolny korytarz.

Kontrolerzy lotów cały czas łączyli się to z jednym pilotem to z drugim. Technicy sprawdzali na ekranach które maszyny były gotowe, zaś operatorzy przekazywali rozkazy poszczególnym pilotom. Musieli skoordynować wyjście prawie setki pilotów w ciężkich warunkach. Gdyby szykowali się d bitwy to wszystkie pomieszczenia hangarowe byłyby puste i drożne, wtedy wylot zająłby kilka minut gdyby użyli głównych wrót, lub kwadrans gdyby użyli dolnego wylotu. Niestety obecnie w głównym hangarze było wielu cywili i pilotów, wiec taki skoordynowany start nie był możliwy.
W końcu jeden z techników zauważył, że mieli gości.
- Co tu robicie? To zamknięty obszar. Pokażcie przepustki albo wynocha!

Quinlan Ramis - 2016-01-30 17:31:56

Taak, dostali się tam gdzie chcieli, choć bez przepustek. To mógł być problemik.
- Może od ciebie się czegoś dowiem. Statek lecący na Mandalore, mamy nim lecieć na rozkaz generała. Uznałem, że tu najszybciej się tego dowiem zatem byłbyś tak uprzejmy i odpowiedział nam na to? - odezwał się Quinlan w odpowiedzi na pytania mechanika. Może i działał niezbyt regulaminowo, ale póki uchodziło to na sucho oraz działało to nie martwił się o resztę.

Devia - 2016-01-30 17:49:35

Extra. Brak informacji a teraz jeszcze to, a żeby ich wszystkich.... Stanęła za Quinlanem patrząc karcąco na mechanika i rzekła:
-gdybyście raczyli wcześniej nam powiedzieć gdzie mamy być nie wchodzilibyśmy nigdzie nieproszeni, więc wina jest po obu stronach.

Moc - 2016-01-30 18:03:02

Nie mechanika a podoficera, który zarządzał całą kontrolą lotu. Można go było rozpoznać po mundurze i dystynkcjach. I ewidentnie nie był zadowolony z tej wizyty nieproszonych gości. I o ile jeszcze odpowiedź Quinlana jakoś przełknął i zamierzał sprawdzić i mu odpowiedzieć, to już niezbyt miły komentarz Devii podziałał jak płachta na reeka.
- Wynocha mi stąd bo wezwę ochronę!
Warknął w ich kierunku a potem wrócił do swoich zajęć, wyraźnie podirytowany intruzami.
Na szczęście dla nich jeden z techników sprawdził szybko o co chodziło Quinlanowi i podszedł szybko do miralukanina.
- Przepraszam, mamy lekki bałagan. Pani kapitan przerwała wszystkie akcje i przeorganizwała cały ruch, co wywołało ten mały chaos. Rozkazy dowództwa się zawieruszyły. Znajdźcie głównego mechanika Sparksa, niski, gruby, z robotyczną prawą ręką, on wam pokaże maszynę która waz zabierze do celu. Nie lecicie na Mandalore tylko spotykacie się gdzieś z.. cytuję... "jednostką dyplomatyczną", cokolwiek by to nie znaczyło. Aha, na drugi raz jeśli wchodzicie gdzieś bez przepustek bądźcie mili, dobrze? Tutaj ludzie pracują a Wy jesteście intruzami i przeszkadzacie. A teraz do widzenia, nie mam czasu
Młody technik pozostawił Quinlana i Devię i wrócił do swoich zajęć.
Głównego mechanika z kolei nie było trudno znaleźć, cały czas kręcił się po głównym hangarze, poganiał zarówno techników jak i pilotów, starając się wprowadzić tu pozory organizacji i porządku. Co prawda sam łamał też regulamin, paląc wielkie cygaro, przeklinając przy okazji na wszystkich wokół.

Quinlan Ramis - 2016-01-30 18:31:34

Pokiwał głową i podziękował technikowi. Nie dziwił się reakcji podoficera, Devia niestety bywała w gorącej wodzie kąpana. Mając jednak już wskazówki jak wygląda ten, który wie więcej ruszyli na poszukiwania zakończone sukcesem.
- Główny mechanik Sparks? Witam, jesteśmy dwójką pasażerów, którym ma pan wskazać statek. Przy okazji, kto jest pilotem? - odezwał się palącego cygara i rządzącego tutaj osobnika. Widać było, że ma swój charakter co podobało się Quinlanowi. Niezależnych ludzi nie było w wojsku tak wielu.

Devia - 2016-01-30 18:49:39

Podreptała za Quinlanem i tym razem grzecznie stała nieodzywając się, lecz w duchu klęła jak szewc na panoszenie się osobników i ich skąpość do dawania informacji. Powinnam się wreszcie nauczyć latać i latać sama na własnym statku pomyślała i postanowiła po powrocie dorwac jednego z pilotów by nauczył ją podstaw latania.

Moc - 2016-01-30 19:04:30

Gwnego mechanika Sparksa (nie było to jego prawdziwe imię, tylko ksywka) trudno było przeoczyć. Niski, masywny, w zwielkimi sumiastymi wąsami i z krótko ostrzyżoną czupryną. Palił swoje cygaro i raz po raz wykrzykiwał swoje rozkazy, popędzając obiboków swoim potęznym robotycznym ramieniem.
- Do roboty łazęgi pierdolone! Te myśliwce same się nie naprawią. Kurwa Juhan, weź się w garść i napraw tą 170tkę! Potrzebna jest do zwiadu! A ty Mir nie opierdalaj się za tymi skrzyniami, widzę cię do chuja! Jeśli w ciągu dziesięciu minut te 19stki nie wystartują to zrobię ci z dupy jesień Malastere!
Sparks zaciągnął się porządnie cygarem dla uspokojenia nerwów i wypuścił przed siebie spory obłok szarego dymu. Wtedy jego wzrok padł na Quinlana i jego towarzyszkę.
- Hy...! Generał coś tam sapał pod nosem. Mam coś dla was.
Burknął pod nosem mechanik i wydobył z kieszeni swój komunikator. Był nieco upaćkany olejem, ale to mu nie przeszkadzało. Wytarł urządzenie o swoją koszulę i aktywował je.
- Buźka, jak tam "Paskud"?
- Nieźle szefie, kończę tankowanie. Silnik trochę nawalał to podkręciłem zawory i jest git. A i jeden z kondensatorów się zacina. Przywaliłem kluczem i zaskoczył ale trza by wymienić.
- Chuj, potem się zrobi. Wołaj Kita, ma robotę.
- Dobra.

I się rozłączył. Sparks zaciągnął się po raz kolejny, chowając do kieszeni komunikator. Wyglądał na całkiem zrelaksowanego i odprężonego, mimo otaczającego go bałaganu.
- No i maszynka będzie gotowa, plus minus pięć minut. Pilot odstawi was na odpowiednia lokację i tam się podobno dowiecie reszty. Kapewu?
Uśmiechnął się szeroko do swoich rozmówców.
- Aha, ostatni boks po lewej, stary i poobijany prom Nu, ale lata.

Quinlan Ramis - 2016-01-30 19:28:06

Szef Sparks potrafił odpowiednio zmotywować do pracy, to trzeba było mu przyznać. A to się liczyło przy tym całym burdelu jaki tutaj panował.
- Dzięki panie Sparks. I powodzenia przy pracy. - rzekł i dotknął dwoma palcami skroni na znak salutu, dość luźnego ale też bez lekceważenia drugiego rozmówcy. Mieli zatem jakieś pięć do dziesięciu minut, na dotarcie do odpowiedniego boksu. Ruszyli zatem wedle wskazanego kierunku by dotrzeć do promu Nu. Quinlan pamiętał je sprzed lat, używano ich bowiem podczas wojen klonów i były to całkiem znośne pojazdy. I teraz takim właśnie mieli dolecieć do statku dyplomatycznego.
- Niezłe zamieszanie co? Wszyscy biegają za czymś dzięki tym ostatnim rozkazom generała. - odezwał się po drodze do Devii.

Devia - 2016-01-30 19:33:49

Śmiać jej się chciało jak słyszała te wszystkie uwagi i rozkazy mechanika. Niczego nie dała jednak po sobie poznać tylko lekko się uśmiechając. Po czym udała się za Quinlanem do starego ale jarego promu jak to ujął główny mechanik.
-owszem, bałagan i chaos jak nigdy. Pierwszy raz widzę coś takiego na tym statku odkąd tu jestem

Moc - 2016-01-30 19:42:08

Ostatnie boksy znajdowały się najbliżej dziobu okrętu. W czasach Wojen Klonów były to najlepsze miejsca, zarezerwowane dla dowódców oraz jedi, jako że pozwalały na najszybsze opuszczenie hangaru, jeszcze przed uformowaniem się reszty eskadr. Obecnie zmieniono całkowicie model desantu i wszystkie jednostki opuszczały pokład dolnym wylotem, wiec teraz w tych boksach ustawiono najrzadziej wykorzystywane maszyny. Prom Nu o wdzięcznej ksywce "Paskud" stał sobie spokojnie na swoim miejscu, czekając na pilota i załogę. Kadłub maszyny był w wielu miejscach zarysowany i nieco osmolony, lakier również się zdarł - wiadomy znak zużycia. Prom został już zatankowany a dwie minuty później pojawił się pilot o imieniu Kit. Był to młody, pryszczaty chłopak, który mógł mieć co najwyżej dwadzieścia dwa lata.
- Hejka, to was mam podwieźć? Ładujcie się do środka, za chwile startujemy
Zagadnął pogodnie i wszedł na pokład, kierując się do kokpitu. Dwie minuty później na pokład dotarł spóźniony drugi pilot (podobnie jak zdecydowana większość frachtowców do pilotoania Nu potrzebne były dwie osoby) i wkrótce maszyna wystartowała. Ostrożnie opuścili oni pokład Venatora, wylatując dolnym hangarem i oddalili się od okrętu, by skoczyć w nadprzestrzeń.

Quinlan Ramis - 2016-01-30 19:55:31

Quinlan skinął głową na potwierdzenie słów chłopaka i powitanie zarazem. A potem władował się na pokład promu, nakazując Artoosix by zajął sobie gdzieś miejsce w przedziale ładowni. Oczywiście jak miał w planach dołączył do pilotów by obserwować ich poczynania i kierowanie promem.
- Nie przeszkadzajcie sobie, biorę tylko "lekcje" obserwacji podstaw pilotażu. Brakuje mi tej umiejętności. - uśmiechnął się do pilotów w razie jakichś obiekcji. Niczego nie dotykał, nie zasypywał ich pytaniami a jedynie patrzył. Przed nimi był pierwszy etap lotu w nieznane.

Devia - 2016-01-30 20:01:33

-Hej - odpowiedziała - tak, oczywiście sie robi - zażartowała i władowała się do promu każąc Artocifor podążyć za Artoosixem do ładowni. Widząc że Quinlan poszedł do pilotów szybko podreptała za nim też chcąc się nauczyć latać. Stanęła obok niego i też zaczęła obserwować pilotów stojąc i niczego nie dotykając, a na jego słowa potaknęła głową nie spuszczając oczu z pilotów.

Moc - 2016-01-30 20:20:07

Pilocie bez słowa robili swoje. Latali ze sobą już wiele razy, wiec się nieźle uzupełniali. Sprawnie wszystko sprawdzali, korygowali lot, ustawiali pokładowe urządzenia na odpowiedni tryb itp. Sporo tego było.
- Koleś, z obserwacji niczego się nie nauczysz, gdy nie wiesz co jest od czego. Mogę ci pospiesznie wyjaśnić co i jak...
I zaczął. Przez bite piętnaście minut wyjaśniał po kolei co służy do czego, ale tych informacji było tyle, że pewnie po pierwszej minucie wszystko zaczęło się Quinlanowi mieszać. Tymczasem ich prom skoczył w nadprzestrzeń i mieli chwilę czasu.
Po skończonym mini wykładzie drugi pilot zaśmiał się cicho.
- Uważaj bo go zniechęcisz do latania całkiem. W zasadzie jeśli chcesz nauczyć się latać promem lub frachtowcem to potrzebujesz w przybliżeniu ok stu godzin nauki teoretycznej i potem kolejnej setki by jako tako prosto lecieć i się nie rozbić. Trudna sztuka. By względnie opanować pilotaż potrzeba jeszcze z dwustu godzin by wszystko kontrolować automatycznie. I nie mówimy tutaj o ewolucjach wojskowych, bo ci to elita. Chciałbym tak latać jak oni.
Pilotowanie pojazdów kosmicznych nie było wcale takie proste jak się to mogło wydawać. To nie tylko trzymanie drążka, przełączenie dwóch przycisków i gotowe. Takie rzeczy fajnie się prezentowały na holofilmach. W praktyce trzeba było opanować podstawy fizyki, aerodynamiki itp, wiec jeśli ktoś miał z tym problemy to zapewne nie polata sobie za długo. Z tego powodu piloci byli cenieni i poszukiwani.

Quinlan Ramis - 2016-01-30 20:40:00

Nauka i tłumaczenie wyglądały na trudne, ale nie aż tak trudne jak szkolenie jedi, które wymagało jeszcze czegoś - czegoś głębszego.
- Czyli optymistycznie patrząc za jakieś dwa miesiące opanowałbym pilotaż w stopniu zadowalającym. Nieźle, moje własne umiejętności musiałem szlifować ostatnią dekadę a i tak nie jestem jeszcze mistrzem. - uśmiechnął się w odpowiedzi. Tak, był w stanie zatem z pomocą Mocy nauczyć się latać. I wierzył że to osiągnie. - Dzięki za wykład. Długi będzie ten lot, to może czegoś jeszcze się od was nauczę przy okazji.

Devia - 2016-01-30 20:44:34

Chłonęła i notowała w pamięci słowa pilota jak gąbka zahipnotyzowana tym co pokazywał.
-ja też bym chciała - wtrąciła się widząc że Quinlan między słowami prosi o lekcje pilotażu chciała się dołączyć. Spożytkowałaby wtedy praktycznie ten cały czas lotu. No i też chciała w przyszłości latać sama na własnym statku by szukać osób takich jak oni.

Moc - 2016-01-31 12:31:21

Czekało ich kilka godzin lotu, więc piloci mogli udzielić im kilku podstawowych lekcji pilotażu, tak by w razie konieczności obsługi jakiegoś statku kosmicznego poradzili sobie jako tako. Na tyle by się nie rozbić i wylądować awaryjnie, czekając na ratunek jakieś innej ekipy. Bo w ciągu kilku godzin nie załapią tego na tyle, by latać jak profesjonalny pilot. Przy okazji wspomnieli oni też o tym, by móc legalnie latać potrzebowali licencji pilota. Bez niej w przypadku kontroli mogli otrzymać solidną grzywnę (planety Sojuszu) lub ich statek mógłby zostać skonfiskowany a oni sami trafić do więzienia ( planety Imperium i wiele światów Rubieży). Bez licencjo mogli spokojnie latać jedynie w przestrzeni huttów, ale tam to trzeba było bardzo uważać, gdyż wiele osób myślało podobnie i o wypadek nie trudno.
W końcu ich prom wyskoczył z nadprzestrzeni w jakimś odległym i niezamieszkałym układzie. Kilka tysięcy kilometrów od ich pozycji znajdował się cel ich lotu - krążownik Consular, który oczekiwał na Quinlana i Devię.
- No to do roboty
Mruknął pilot i zwiększył ciąg silników, by zbliżyć sie do Consulata.


Przenosiny do tego Tematu

Moc - 2016-02-02 18:49:15

Od pamiętnej narady dotyczącej zmiany strategii rebeliantów minęły dwa dni. Nie był to jednak spokojny okres czasu dla wszystkich osób stawiających opór Imperium. Z pięciu grup ratunkowych dwie musiały aktywnie walczyć z siłami imperialnymi, by umożliwić ewakuację sojusznikom. Nie obyło się bez strat a wiele maszyn zostało uszkodzonych. Dwie kolejne grupy uciekły w ostatniej chwili a ostatnia przybyła za późno i zastała tylko zgliszcza. Nikt nie miał jednak czasu na refleksje gdyż od razu wolne oddziały skierowano do dalszych działań a "Obrońca Jedi" po raz kolejny zmienił pozycje w obawie przed wykryciem przez siły Imperium.
Rafael w tym czasie miał wolne, lecz tego poranka się to zmieniło. Dostał krótkie wezwanie od generała w postaci wiadomości przysłanej na komunikator - "Hangar główny, za pół godziny". I tyle, żadnego wyjaśnienia...
Gdy pół godziny później Rafael stawi się na miejscu spotkania to zastanie niezbyt ciekawy widok. Wiele myśliwców stało na głównej płycie, rozkręconych w trakcie remontu. Mechanicy i technicy krążyli to tu to tam, nie bardzo wiedząc w co ręce włożyć. Nie trzeba geniusza by się domyślić, że nie dają rady nadążyć z naprawami.
Główny mechanik Sparks stał po środku tego chaosu i dyskutował z Generałem. Chociaż słowo "dyskutował" to bardzo delikatne określenie dla tej rozmowy.
- I co ja mam kurwa z tym zrobić, no? Czarodziejem nie jestem, nie wezmę z powietrza doświadczonych mechaników, nie ma pierdolonych szans!
- Do tej pory jakoś dawa...
- No do tej pory Tak! Ale Jannet zaszła w ciążę, Finnowi upierdoliło palce, Ganck ma zmiażdżoną nogę, bo mu jebany silnik spadł na nią, Typhusa męczy jakieś choróbsko, mam wymieniać dalej?
- Nie, chyba rozumiem o co chodzi.
- No w końcu kurwa jego mać!

Rafael Rexwent - 2016-02-02 19:13:12

Rafael właśnie ogarniał wzrokiem to co dzieje się w hangarze "Obrońcy". Biegający mechanicy, ogólny rozgardiasz, częste przekleństwa. To mogło świadczyć o tym, że technicy nie dają sobie po prostu rady z natłokiem roboty. Wniosek ten potwierdził usłyszany fragment rozmowy Generała z Sparksem. Rexwent stanął w milczeniu i grzecznie czekając aż ci skończą swą konwersację, rzucił okiem na najbliżej stojącą maszynę, ARC-170, którą młodzieniec dobrze kojarzył z czasów wojen klonów. Osmalony i dziurawy w dwóch miejscach pancerz był skutkiem celnego ostrzału, najpewniej, sądząc po rozmiarach ubytków, były to myśliwce Imperium. O ile uszkodzony kadłub nie był ogromnym problemem, to już roztrzaskane stateczniki tak. Dalszą obserwację przerwał fakt, iż Generał zapewne skończył rozmowę.
-Mistrzu-Rafael, zgodnie z zasadami nieistniejącego już fizycznie Zakonu, pozdrowił Therona i jednocześnie się ukłonił. Jego szaty lekko zafalowały, a on sam po  chwili wyprostował się jak struna.
-Wzywałeś mnie, o co chodzi?- młodzieniec spojrzał pytającym wzrokiem na Generała. Chciał dowiedzieć się w jakim celu został wezwany.

Moc - 2016-02-02 19:31:15

Rozmowa między generałem a głównym mechanikiem została tylko na chwilę odroczona, gdy Sparks odszedł by coś załatwić, klnąc przy tym straszliwie. W tym czasie podszedł Rafael i na pewno zauważył zmartwiony wyraz twarzy Artanisa.
- Witaj.
Przywitał się skinieniem głowy a potem powiódł ręką po całym hangarze.
- Sam zobacz. Mamy braki kadrowe a ich uzupełnienie nie jest takie proste jak dawniej.
W czasie Wojen Klonów wystarczyło napisać raport do przełożonych i uzupełnienie przybywało. Tym razem nie mieli takiego luksusu. Ale generał miał już pomysł, inaczej nie przywołałby tutaj Rafaela.
- Główny mechanik Daniels... znaczy się Sarks... ma pewien pomysł na rozwiązanie tego problemu. Zna pewnych ludzi, którzy mogliby nam pomóc. Ktoś musi ich jednak przekonać
Theron spojrzał wymownie na Rafaela. On już wiedział kim będzie owy "ktoś".

Rafael Rexwent - 2016-02-03 17:59:50

Rafael musiał przyznać, że braki kadrowe były naprawdę widoczne. A im mniej zdatnych do pracy osób, tym mniej myśliwców będzie sprawnych, co powoduje drastyczne zmniejszenie się siły ofensywnej rebeliantów. Nawet jeden myśliwiec potrafi zmienić losy potyczki, a co dopiero eskadra, czy też skrzydło.
-Przekonać? O ile dobrze wiem, to w tych czasach większość ludzi można przekonać tylko pieniędzmi-Rexwent zaznaczył swoją wątpliwość w tej sprawie. A przecież jego słowa były trafne. Oczywiście nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka, bo kontakty Sparksa mogą być patriotami, ale lepiej założyć ten pierwszy wariant.
-Mogę spróbować, ale potrzebuję paru informacji. Nie chce lecieć na chybił trafił i szukać igły w stogu siana. Przede wszystkim Mistrzu, kim są ci ludzie? Gdzie ich znaleźć? Czym przekonać?-młodzieniec chciał zdobyć parę konkretnych danych, aby sprawniej wykonać swoje przyszłe zadanie.

Moc - 2016-02-03 18:32:06

- Których my nie mamy
Dokończył zdanie Rafaela odnośnie przekonywania pieniędzmi. Gdyby mieli odpowiednie środki to by z pewnością zatrudnili kilku czy kilkunastu mechaników i techników, rozwiązując tym samym problem. Ale niestety cienko przędli, nie mieli sponsorów, nie wspierał ich też żaden znaczący rząd a utrzymywali się z nielicznych rajdów na konwoje Imperium, które stawały się co raz niebezpieczniejsze, gdyż imperialni co raz bardziej wzmacniali swoją ochronę. Powolutku straty zaczynały wyrównywać się z zyskami.
-A to już wszystko objaśni ci Sparks. To w sumie jego pomysł, ja tylko znalazłem mu "ochotnika"
Artanis uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym położył rękę na ramieniu Rafaela, odwrócił go w kierunku burkliwego mechanika i delikatnie go pchnął.
- Powodzenia
Innymi słowy Theron go wrobił w to zadanie. Ale może nie będzie tak źle.
Tymczasem Sparks darł się na grupę młodych pomocników, którzy dopiero przyuczali się do fachu mechanika. I coś im to nie szło, co wywołało irytację mężczyzny. W końcu jednak wyładował swoją złość i odesłał ich do zajęć.

Rafael Rexwent - 2016-02-03 19:14:53

-Dziękuję-grzecznie odparł Rafael, kiedy Theron pchnął go, dając mu do zrozumienia aby ruszył z miejsca. W głowie jednak czuł odrobinę zaniepokojenia, bo o ile Generał był bardziej przyjacielski, to Sparks łatwo wpadał w gniew i to bardzo impulsywny. Dlatego młodzieniec postanowił starać się nie wytrącić mechanika z równowagi. O ile na wstępie miał w sobie wiele optymizmu, to kiedy zobaczył Sparksa drącego się na pomocników, to naprawdę obleciał go po plecach nieprzyjemny dreszczyk.
-Dobra, przecież to nie inkwizytor-mruknął cichutko pod nosem i pewnym krokiem ruszył w stronę mechanika. Dłonie zaciśnięte w pięści rozluźniły się, a na twarz Rafaela powrócił uśmiech.
-Generał Theron mówił, że ma pan namiary na ludzi zdolnych do pomocy. Myślę, że mógłbym pomóc-Rexwent spokojnie powiedział to, co chciał powiedzieć i czekał na potwierdzenie ze strony odbiorcy. Tak nakazywała grzeczność, a przecież młody nie chciał zrazić do siebie Sparksa.

Moc - 2016-02-03 19:37:52

Sparks był niski (miał nieco ponad metr sześćdziesiąt), barczysty i umięśniony. Budził respekt nawet u żołnierzy, zwłaszcza gdy wymachiwał swoją prawą ręką, zastąpioną od łokcia w dół potężną protezą. Rafael miał więc powody do niepokoju, choć tak na prawdę pod tą impulsywną powłoką kryło się złote serce. Ale tego akurat nie lubił okazywać, więc darł się dwa razy mocniej gdy tylko ktoś to sugerował.
- Ha! To ciebie posłał na pożarcie?
Burknął mechanik, wyjmując z kieszeni nowe cygaro i zręcznym ruchem zapalniczki odpalił je, w nosie mając zakazy. A akurat jeden wisiał na ścianie najbliższego boksu - papieros przekreślony czerwoną linią.
- No ja myślę, że kurwa pomożesz. Słuchaj młody, sprawa jest taka
Złapał go lewą ręką za ramię i poprowadził wzdłuż hangaru, by mógł sobie obejrzeć rozkręcone maszyny.
- Mamy mało ludzi, nie mamy kasy by kogoś wynająć, czyli jesteśmy w ciemnej i owłosionej dupie wookiego. Ale od czego ma się głowę, ha! Myślałem o tym długo i coś se wykoncypowałem czy jak się to tam mówi. Mój stary przyjaciel ze studiów założył sobie kiedyś małą prywatną firmę naprawczą. Miał grupkę pracowników, całkiem utalentowanych, wiec jakoś mu się wiodło. Ale życie go wyruchało i bidakowi się zmarło. Teraz biznesem kręci jego córa. Nie znam jej dobrze, ale zasięgnąłem języka i wiem, że ma problemy z piratami, przemytnikami i innym ścierwem. No to se tam polecisz, polookasz, wpierdolisz komu trzeba, ona zrobi oh ah, pobajerujesz trochę i ściągniesz jej firmę tutaj. Genialne, co?
Uśmiechnął się szeroko a potem chuchnął mu w twarz dymem z cygara.

Rafael Rexwent - 2016-02-04 16:58:44

Rafael puścił mimo ucha tekst Sparksa, a jednocześnie nawet nie pisnął słowa na temat palenia w hangarze. Młodzieniec uważał, że to sprawa mechanika. Jak chce się truć i łamać zakaz to niech robi co chce. Nie jest to okręt Rexwenta, więc ten nie zamierza wygłaszać mądrości ani kablować.
Nos padawana się lekko poruszył wyczuwając w powietrzu nutę specyficznego zapachu tytoniu. Nie był to pierwszy, lepszy papieros, tylko dobre cygaro, a i tak młodzieniec uważał, że to smród. Sam nigdy nie próbował palenia i nie zamierzał tego robić w przyszłości. A od pamiętnego dnia na Nar Shaddaa z ogromną podejrzliwością podchodzi do takich tematów.
Rafael poczuł lekkie szarpnięcie za ramię. Wymownie oznaczało to, iż należy skierować się za Sparksem, co młodzieniec skwapliwie uczynił. W milczeniu wysłuchiwał monologu mechanika, a wyraz jego twarzy zmienił się na wyrażający prawdziwe zainteresowanie. Na koniec umięśniony facet chuchnął mu w twarz dymem, co nie było zbyt miłe, ale zupełnie nie rozdrażniło Rexwenta, którego stoicki spokój był powszechnie znany.
-Niezły pomysł i dobrze przedstawiony. Z chęcią pomogę, tylko gdzie mam lecieć? I czy mogę powołać się na twoje imię?
-No i mam nadzieję, że jeśli mam się spodziewać walki, to znajdzie się jakaś maszynka, godna wykonania tego zadania?
Rafael uśmiechnął się, już wiedział czym zajmie się w najbliższym czasie.

Moc - 2016-02-04 18:25:06

- A dzięki.
Sparks pokraśniał z dumy. Udało mu się udowodnić  swoją użyteczność nie tylko w hangarze ale i pomóc całej sprawie w tych trudnych chwilach. Poza tym lubił, gdy doceniano jego pracę i zaangażowanie. Rafael tak nieznacznie u niego zapunktował, a życie w dobrych stosunkach z głównym mechanikiem zawsze się opłaca.
- Planeta Gyndine. Teoretycznie planeta znajduje się pod kontrolą Imperium, ale wszystkim i tak rządzi Kartel, więc uważaj. Z tego co słyszałem, to Nar Shaddaa to to nie jest i mają całkiem przyzwoite stocznie, ale lepiej dmuchać na zimne
Poradził młodemu tak zapobiegawczo. Wiadomo, ledwo to dorosłe to i pewnie będzie chciało się wykazać, tym samym pakując się w koszmarne tarapaty.
-  No i tu kurwa jest mały problemik. Mamy na stanie sporo Nimbusów, ale one odpadają. To samo 170tki i Torrenty. Na szczęście mamy kilka Dziewięćdziesiątek Piątek serii "t" z hipernapędem. Przygotuj się jednak na długi lot, bo to nie jest jedynka a zaledwie trójeczka. Próbuję ciulstwo podkręcić, ale ciężko idzie, oj ciężko.
Westchnął i wskazał na częściowo rozebranego HeadHuntera, przy którym kręciło się dwóch techników.
- Do godziny wszystko będzie odpicowane i przy okazji nakreślę kilka info na drogę.

Rafael Rexwent - 2016-02-04 18:46:00

-Gyndine? Obiło mi się o uszy-Rafael coś kiedyś słyszał o tej planecie, ale bardzo mało. Nie były to tak znany glob jak Corusant, czy Korelia- Jak nie Huttowie to Kartel. Rozpanoszyło się dziadostwo po galaktyce-z przekąsem zauważył Rexwent. Z tego co wiedział, to członkowie tej organizacji bardzo połakomili się na imperialne nagrody za głowy i namiary Jedi. Imperium dobrze wiedziało jak uprzykrzyć im życie, a odwołanie się do chciwości kryminalistów było skutecznym rozwiązaniem.
-Dobre i to, a Deltą lepiej nie pokazywać się na takich planetach. Niestety jest to bardzo charakterystyczny myśliwiec i zaraz miałbym na głowie Imperium. A do hipernapędu się przyzwyczaiłem, bo moja "Strzała" ma taką samą klasę jak ten HeadHunter.
Rafael przyjrzał się uważnie myśliwcowi, przy którym kręcili się technicy. Jak na razie nie wyglądał zbyt ponętnie, ale wierząc słowom Sparksa za godzinę będzie z niego niezgorsza maszynka.
-Dziewięćdziesiątki Piątki mają dobre parametry, a w szczególności uzbrojenie. Działka wystarczą spokojnie do przepędzenia myśliwców, a torpedy przydadzą się w razie napotkania grubszego zwierza.
Rexwent wolał być przygotowany na ewentualne napotkanie pirackich korwet koreliańskich, których w ich rękach jest pełno. A wtedy działka by nie wystarczyły.

Moc - 2016-02-04 19:41:45

- Kartel to w zasadzie huttowie młody, tylko bardziej zorganizowani.
Mruknął Sparks poprawiając młodego. Nie był to co prawda jakiś kolosalny błąd, ale lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia, by wiedzieć kogo unikać. A Kartelu to w szczególności należało się wystrzegać. Potrafili strasznie uprzykrzyć życie.
- Tiaa... maszyny jedi, więc równie dobrze można przypiąć sobie z tyłu napis "Jestem Jedi, odstrzelcie mi dupsko!" a na kadłubie wymalowana tarcza strzelnicza
Sarknął mechanik. Za czasów Republiki Zakon lubił się wyróżniać z tłumu, by wiadome było, że skończyły się żarty wraz z ich przybyciem. Obecnie działało to na ich niekorzyść.
A co d omyśliwca dla Rafaela to dostanie on inny. Ten rozkręcony to taki mały, prywatny projekcik mechanika - chciał sprawdzić czy można podkręcić hipernapęd w tych myśliwcach, by nadawały się do skuteczniejszych akcji.
- Ty mi kurwa nie kozacz w tym myśliwcu, bo jak go rozbijesz to nogi z dupy powyrywam!
Przestrzegł młodego padawana, grożąc mu palcem na podkreślenie swoich słów. Nie po to dawał mu myśliwiec, by wrócił do niego w kawałkach.
- Dobra a teraz spieprzaj!
Pognał go, bo miał kilka spraw do załatwienia.

Godzinę później w bocznym boksie stał już przygotowany i zatankowany Z-95. Z zewnątrz nie prezentował się może zbyt okazale, ale była to twarda maszyna i w rękach dobrego pilota mogła sporo namieszać. Sparks stał przy drabince w oczekiwaniu na młodego jedi. W ręce trzymał kawałek flimsiplastu.
- Masz, zapisałem tu wszystkie potrzebne informacje
Na arkusiku zapisano dosyć krzywym pismem raptem kilkanaście słów:

Lilith Russo, Stacja Gyndine Prime, sektor doków, firma się nazywała (tu przekreślono energicznie kilka słów) "Czarny Okręt", pytać o starego łajdaka Russo ewentualnie o jego pyskatego bahora* (?). A i kup paczkę tamtejszych pączków z ożechami* tracka. I się nie opierdalaj!


*Pisownia orginalna

Rafael Rexwent - 2016-02-13 18:16:18

Rafael nic nie odpowiedział na słowa mechanika o myśliwcach Jedi. Akurat Rexwentowi latanie Deltą sprawiało przyjemność i frajdę. Ale najwyraźniej Sparks miał inne zdanie na ten temat. Po chwili po plecach młodego przeszły dreszcze. Widok grożącego mu palcem barczystego mechanika nie był zbyt przyjazny.
-Będę na niego uważał-szybko się poprawił.
Rexwent milczeniem skwitował słowa "pożegnania". Sparks ma cięty język, a tym bardziej było to widoczne teraz, kiedy są problemy-pomyślał.
Godzinę oczekiwania na myśliwiec wykorzystał do krótkiej medytacji i przygotowań do misji. Szaty Jedi jako ubiór rzecz jasna odpadały. Dlatego Rafael ubrał się tak, aby nadmiernie nie przyciągać wzroku. Dresowe spodnie z kieszeniami, szara podkoszulka, oraz bluza z kapturem. Na nogi założył adidasy, zapiął pas z kaburami, a w razie ewentualnego deszczu zabrał kurtkę skórzaną. W kwestii uzbrojenia nie omieszkał zabrać obu blasterów i mieczy świetlnych, jednak przykrył je bluzą, aby nie były widoczne. Nie zapomniał także o zapasie kredytów. Tak przygotowany przyszedł do hangarów, gdzie już czekał na niego Sparks.
-Dzięki. Do zobaczenia-odparł na pożegnanie i wziął arkusik od mechanika. Szybko go przeczytał i wsadził do kieszeni. Uśmiechając się wsiadł do myśliwca.
Z racji tego, że większość maszyn wyleciała już wcześniej, miał puściutką przestrzeń. Kiedy wyleciał przez dolny wlot hangaru jego oczom ukazał się kosmos. Młody szybko oddalił się od Venatora i skoczył w nadprzestrzeń.

Moc - 2016-02-16 17:06:14

Sparks nic do maszyn jedi nie miał, w zasadzie uważał je za dobre konstrukcje, zwłaszcza myśliwce Eta-2, którym pod względem szybkości i zwrotności nie mogła zagrozić żadna maszyna. No prawie. Chodziło mu o to, że były tak rozpoznawalne, że piloci tych maszyn z miejsca byli uznawani za jedi, robiąc z siebie tarczę strzelniczą.
Gdy młody jedi wszedł do myśliwca, główny mechanik dorzucił jeszcze swoje trzy kredyty.
- Pamiętaj, to nie Delta czy Torrent, hipernapęd to gówniana klasa trzecia. W dodatku w komputerze nawigacyjnym można zaprogramować tylko trzy zestawy koordynatów nim konieczny będzie reset, więc nie szalej bo się przejedziesz. Gdy wykonasz zadanie i nic się nie spierdoli to skontaktuj się z nami, dostaniesz zestaw współrzędnych PZ. Powodzenia
Sparks pożegnał się z młodym i wycofał się z miejsca startowego. Rafael musiał chwile poczekać by otrzymać pozwolenie na wylot z hangaru. Nie trwało to zbyt długo, centrum kontroli lotów musiało tylko się upewnić, że dolny korytarz ył otwarty i jazda. Rexwent otrzymał zielone światło i mógł opuścić Venatora a potem skoczyć w nadprzestrzeń. Czekała go dłuuuga droga


Kontynuacja w tym Temacie

Moc - 2016-03-20 14:07:46

Kontynuacja wątku z tego Tematu

Moc napisał:

Delegacja Sojuszu wraz z Quinlanem dotarła do Portu, gdzie natknęli się na Devię. Po krótkiej wymianie zdań major zgodził się ją również odstawić do Punktu Zbornego, gdzie mieli ich odebrać rebelianci. Ciało ambasadora wniesiono na pokład z zachowaniem wszelkich honorów. Mando wyjątkowo zachowywali spokój i rozwagę. Żegnając się z delegacją zapewnili, że będą respektować postanowienia wynegocjowanego traktatu. Krótka holorozmowa z przedstawicielami Sojuszu również to potwierdziła. Tak oto Mandalorianie związali się porozumieniem z Sojuszem Niepodległych Planet.
Tematu Jedi ani też Rebeliantów nikt nie poruszał.
Po zakończeniu wszelkich formalności Gwiazda Istaru wystartowała i opuściła tą niegościnną dla obcych, targana wojnami planetę. Przelatując przez górne warstwy atmosfery ich okręt mijał kilka jednostek desantowych typu Kom'rk (Gauntlet) i dwie eskadry myśliwców Fang. Bez wątpienia Mando przygotowywali się do kontruderzenia na swoich przeciwników.

Gwiazda Istaru opuściła system Mandalore i skoczyła w nadprzestrzeń. Dwanaście godzin później znalazła się w wyznaczonym wcześniej Punkcie Zbornym, gdzie czekał już prom Nu. Zabrał on na pokład Devię oraz Quinlana i udał się na kolejne spotkanie, tym razem z Obrońcą Jedi.

Stary i sfatygowany prom Nu wyskoczył z nadprzestrzeni w pobliżu floty rebeliantów. Devii i Quinlana nie było ledwo kilka dni, ale w tym czasie trochę się pozmieniało. Przede wszystkim Venator wyglądał jak po jakieś bitwie. Liczne smugi na zewnętrznym pancerzu i uszkodzone fragmenty. Liczniejsza obstawa myśliwców i zwiększone środki bezpieczeństwa.
W pobliżu Obrońcy Jedi unosiły się jeszcze trzy mniejsze okręty. Pierwszy to "Szkarłątna Strzała", czyli Charger c70 będący już wcześniej częścią floty. Dwie kolejne jednostki to sfatygowane koreliańskie korwety CR90, które wyglądały jak po bitwie. Barwy na ich pancerzach znacząco różniły się o tych używanych przez rebeliantów.
- To pozostałości po Siłach Obronnych Sy Myrth. Imperium przeprowadziło tam rajd. Planeta znalazła się pod ich kontrola a flota ruszyła dalej na podbój. Odległe Rubieże stanęły w płomieniach
Wyjaśnił im ponuro pilot, zbliżając się do dolnego hangaru okrętu. Procedury dokowania przeprowadzono szybko i sprawnie i w ciągu kilku minut prom wylądował w głównym hangarze, zastawionym dziesiątkami myśliwców. Mechanicy i technicy nieustannie uwijali się wokół uszkodzonych maszyn, starając się doprowadzić je do stanu używalności jak najszybciej.

Quinlan Ramis - 2016-03-22 17:35:18

Spoglądając przez okno na flotę zdał sobie sprawę, że nie tylko ich misja nie poszła tak jak się spodziewano. Ta wyprawa przyniosła im mimo sukcesów dyplomatycznych ból i straty. Flota zaś najwidoczniej poniosła porażkę w starciu z Imperium. Spojrzał na pilota, który mu wyjaśnił bieżącą sytuację. Ciągle byli spychani do defensywy, a to nie była dobra wiadomość.
- Coraz mniej zatem jest miejsc, które można uznać za bezpieczne. - odpowiedział mu smutno, rozumiejąc jego humor. Tym razem wszyscy przegrali, patrząc na to z dłuższej perspektywy. A jeśli nic się w tym względzie nie zmieni, to rebelianci przegrają definitywnie.
Opuścił prom wraz z innymi, by potem skierować swe kroki na odprawę. Po niej miał zamiar wraz z Devią udać się na wypoczynek, wyleczyć rany i wrócić do treningów. Miał trochę do nadrobienia przed kolejną misją.

Moc - 2016-03-25 14:45:14

Drobna uwaga odnośnie odgrywania postaci. Zapominasz, że grasz miraluką a ogrywasz normalnego człowieka. Quinlan nie posiada oczu, więc nie może na coś spoglądać na coś lub na to patrzeć. On korzysta z Spojrzenia Mocy  i właściwym określeniem byłoby tu "postrzega". Druga sprawa, to nie zastępuje w pełni normalnego wzroku. Nie widzi się wiec wyraźnie szczegółów, poza tym ma to ograniczony zasięg. Quinlan nie zobaczy więc niczego z dziesiątków kilometrów, nie na tym lichym poziomie. Jedynie co to ktoś mu może powiedzieć co widzi. Ja to Spojrzenie Mocy interpretuje mniej więcej tak. Czyli jest ogólny kształt ale pozbawiony szczegółów i kolorów, zaś istoty żywe się "świecą". Prosiłbym o to by to respektować w trakcie gry. Sam wybrałeś sobie taką rasę a zdaję sobie sprawę z tego, ze to nie jest proste. Sam kiedyś odgrywałem miraluke.

Na pokładzie obrońcy czekała na Quinlana i Devię Leri. Obrzuciła ona szybkim spojrzeniem ich dwójkę i tonem nie znoszącym sprzeciwu (wyuczyła się go mając pod opieką grupkę adeptów) oznajmiła im.
- Marsz do Sekcji Medycznej. Odprawa poczeka. Medyk Sojuszu był na tyle uprzejmy, że przesłał nam swój raport ze wstępnych oględzin waszej dwójki. Na ciebie czeka już chirurg
Quinlan miał przecięte ścięgna nogi a tego nie wyleczy opatrunek z płynem bacta, niezbędna była interwencja chirurga. Ważniejsze od ich raportu było ich zdrowie, nic się nie stanie gdy meldunek złożą kilka godzin później.
- Generał już otrzymał wiadomość od majora Bradona, więc wie już o wydarzeniach z Mandalore. Porozmawia z wami później gdy się poczujecie lepiej. A teraz...
Zabrakanka odwróciła się i przywołała kogoś szybkim gestem. Chwilę później pojawiło się dwóch medyków z noszami repulsorowymi przeznaczonymi dla rannego miralukanina.
- Siadaj. Pewnie już i tak dosyć mocno uszkodziłeś sobie nogę
I posłała mu jeden ze swoich uśmiechów zarezerwowanych dla upartych padawanów. Tutaj nie było dyskusji

Quinlan Ramis - 2016-03-25 19:32:21

Najpierw zdrowie, potem raporty. Pasowało to Quinlanowi, zresztą skoro Brandon już przekazał wieści to on sam nie musiał się z nimi spieszyć. Skinął głową na medyczkę. Dla niego taka rana to też nie były przelewki, w przyszłości mogła się taka nie wyleczona kontuzja bardzo zemścić.
- Oczywiście pani doktor. Oddaje się w pani ręce i liczę że wkrótce znów będę mógł stanąć na nogi bez problemów. - uśmiechnął się do lekarki sadowiąc na noszach. Przynajmniej dbano tutaj o swoich w odpowiedni sposób. Wypoczynek, rehabilitacja, a potem znów treningi. Oczywiście po drodze był gdzieś jeszcze raport dla generała, ale to był tylko drobny szczegół. Choć ciekawiło go też, co on powie na temat całej sytuacji jaka się przed nimi rozwinęła.

Spoiler:

Staram się o tym pamiętać, wrzucając "spojrzał", ale czasami się zapomina o takim szczególiku.

Moc - 2016-03-29 01:25:01

Kontynuacja wątku w tym Temacie

Ciechocinek restauracja przeprowadzki warszawa kobietawtrojmiescie