Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Verpin wszystko powpisywał do komputera a potem gdy już wszystko było gotowe to pokazał jeszcze Garrettowi ekran, by ten się przekonał, że wszystko jest ok. A potem już nacisnął tylko przycisk drukuj i fakturka zaraz pojawi się na ręce kupującego.
- Uwzględniłem zwyczajne zniżki, dopiero w przypadku trzeciego zakupu naliczamy je stałym klientom
Poinformował, jakby Garrett zamierzał tutaj kupować w przyszłości. W sumie zawsze lepiej o tym wiedzieć. No a potem przyszła kwestia ceny.
- 14 760 kredytów
Trochę drogo, ale sprzęt było nowy i dobrej jakości, więc nie ma się co dziwić. To była Promenada, tutaj nie kupowało się tak by było najtaniej a tak by było jak najlepiej.
- Jeśli to wszystko to mój droid zaraz przyniesie sprzęt. Ma pan własny aerowóz? Jeśli nie to oferujemy usługę dostawy na miejsce, za dodatkową opłatą w wysokości 100 kredytów
Offline
Pirat
Obserwował bacznie to, co verpin wklepywał do komputera. Nie chciał zostać orżnięty, a słyszał, że na Nar-Shaddaa to standardowy proceder. Dlatego też wolał być ostrożny i uważny. Przecież nikt nie chciał zostać oszukany. Szczególnie na tym księżycu, gdzie bezprawie i chaos szerzy się na każdym kroku. Nie bez powodu ten świat był nazywany końcem galaktyki. W rozumieniu moralnym rzecz jasna. Tu wszystko co było w innych systemach niedozwolone, miało miejsce na początku dziennym. Kiedy istota wypowiedziała cenę, Garrett pokiwał głową i spytał.
-Można płacić czipem kredytowym?-Spytał i wyciągnął z kieszeni jeden z nich. Miał nadzieję, że może. Nie chciał wypłacać gotówki, musiałby płacić zbyt wysoką prowizję.
-Powinno się zgadzać.-Dodał i położył urządzenie na ladzie.
Ostatnio edytowany przez Garrett Kalosi (2012-05-10 19:48:29)
Offline
- Przyjmujemy wszystkie formy płatności akceptowalne w okolicznych systemach.
Nie było więc problemu by zapłacić. Garrett mógł nawet płacić lokalnymi kredytami czy monetami, nie było problemu. Verpin miał przy sobie czytnik autentyczności oraz stałe połączenie do czegoś co można określić bankiem Nar Shaddaa, który określał obecny kurs walut.
- Chwila, sprawdzę
Verpin odebrał czip i podstawił go pod czytnik by mieć stuprocentową pewność, że się go nie roluje. Tutaj to była norma.
- To co z transportem?
Offline
Pirat
Czekał na skan czipu kredytowego. Oczekiwał na wyniki badań, choć wiedział, że to czysta formalność. Wiedział doskonale ile pieniędzy trzyma na swoich czipach i wiedział, że ten będzie w porządku. Niczego nie będzie musiał dokładać, wręcz przeciwnie. Verpin będzie mu musiał jeszcze resztę wgrać na ten czip, ale to mniejsza. Niemniej jednak, czekał. Nie odzywał się, uskuteczniając cały czas swoją słowną oszczędność. Co do transportu.
-Niech będzie. Pojadę z kierowcą, w porządku?-Spytał go. Miał dziwne wrażenie, że Shakti nie ma właśnie na statku. Dlatego też wolał pojechać i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Offline
Verpin dopełnił wszystkich formalności, wszystko było w porządku, zapłacone wszystko zostało a czip oddany. Insektoid był niezmiernie zadowolony z tej transakcji.
- Proszę. W kilka minut wszystko załadujemy na aerowóz dostawczy, a potem wystarczy że wskaże pan hangar
Procedura była bardzo prosta i Garrett zasadniczo nic nie musiał robić. Potem sprzedawca wskazał mu drzwi na zaplecze, gdzie już droidy rozpoczynały załadunek dostawczaka.
- Przyjemnie był orobić z panem interesy. Polecam się na przyszłość
Offline
Pirat
Rzetelna obsługa, uczciwy handlarz. Nic tylko korzystać z jego usług częściej. Miał naprawdę ogromny asortyment, który potrafił zadowolić każdego, począwszy od gracza, a skończywszy na rasowym informatyku. Haker uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w podziękowaniu. Insektoid mógł zauważyć, że ten mężczyzna mówił raczej na siłę. Tak jakby nie chciał tego robić. Jego zdania ograniczały się do minimum, mówił obszernie tylko kiedy musiał. A starał się, by takie sytuacje bywały jak najrzadziej. Shakti ucieszy się pewnie z zakupionego procesora do komputera nawigacyjnego. Po powrocie, Garrett zamontuje podzespół i skalibruje system, coby już więcej kłopotów nie było. W DeepWaterze komputer nawigacyjny szwankował tak mocno, że w trakcie przelotu na autopilocie, statek sam potrafił zawracać i zmieniać kurs na zupełnie inną planetę. Poszedł na zaplecze, tak jak mu wskazał verpin. Założył ręce na klatce piersiowej i oczekiwał, aż droidy załadują sprzęt. W końcu od tego zależało kiedy wróci do "domu".
Offline
Zaplecze wyglądało bardzo typowo - pełno różnych regałów a na nich paczki z częściami, urządzeniami itp. Pomiędzy nimi zaś uwijały się potężnie zbudowane droidy transportowe, zdolne do przenoszenia sporych ciężarów. Były też oczywiście mniejsze droidy załadunkowe, które przenosiły drobniejsze pakunki.
Z tyłu zaś było przejscie do małego, prywatnego doku załadunkowego, gdzie już czekał aerowóz dostawczy a obok niego stał durosjański pilot. Zerkał co chwilę na zegarek a gdy zobaczył Garretta to mu machnął ręką by podszedł. Przed chwilą szef go poinformował o nowym kursie.
Offline
Pirat
Całkiem przyjemna kanciapa. Wszystko wyglądało tu na uporządkowane, każdy miał swoje miejsce. Prawdziwy sklep rodem z Coruscant. Ten verpin widocznie miał bardzo dobrze poukładane we łbie, skoro wszystko wyglądało tak cywilizowanie. Garrett wyobrażał sobie miejsca handlu na tym księżycu jako stare blaszane hangary, w których typ spod ciemnej gwiazdy handluje czym popadnie i najlepiej, jak najdrożej przy marnej jakości sprzętu.
Na machnięcie Durosa, kiwnął głową i podszedł do niego.
-Gotowe, tak?-Spytał i rozejrzał się. Nie widział żadnego droida pakującego sprzęt do aerowozu. Zresztą...Maszyna była poczciwa, widocznie dużo przeżyła. Stara, ale jara. Garrett lubił efekt starej inżynierii, jeszcze sprzed czasów wszechobecnej elektroniki.
Offline
Wyobrażenia Garretta były wbrew pozorom bardzo bliskie prawy, bo takie sytuacje miały miejsce w wielu sklepach na Nar Shaddaa. Uczciwe przedsiębiorstwa i firmy się zdarzały, ale rzadko. Na Promenadzie akurat większość z nich była uczciwa.
- Chwilka
Mruknął duros i zajrzał do swojej ładowni, gdzie brakowało jeszcze dwóch paczek. Po chwili nadleciał mały droid na repulsorowych silnikach, opuścił na ziemię swoją paczkę i odleciał. To był sygnał dla durosa, który zabezpieczył wszystko magnetycznymi przyssawkami i prostymi polami siłowymi. Na koniec zamknął ładownię i wsiadł do kokpitu. Drzwi pozostawił otwarte dla Garretta, a gdy ten już wsiadłto zapytał.
- Dokąd?
Offline
Pirat
Skoro jego wyobrażenia nie mijały się mocno z prawdą, to pewnie niedługo się przekona o jakości miejsc handlowych na tym księżycu. Niemniej jednak, póki korzystał z legalnych źródeł zdobywania sprzętu, to wszystko było w porządku. Na razie nie chciał korzystać z tej mroczniejszej strony Nar-Shaddaa. Po wejściu do aerowozu, spoglądał przez przednią szybę. Próbował sobie przypomnieć numer doku, na którym wylądował DeepWater. Po krótkim namyśle odpowiedział.
-Dok trzynasty. Stanowisko dwudzieste pierwsze.-Po tym już się zamknął. Założył ręce na klatce piersiowej i czekał, aż duros zawiezie go na miejsce. Cóż miał mówić? Powiedział to co najważniejsze, a zadawanie kolejnych pytań było zbędne. W razie problemów, zawsze mógł wykorzystać paralizator.
Offline
Pilot kiwnął głową, uruchomił silniki i wyruszył dosyć spokojnie. Przewożąc wrażliwy ładunek starał się latać łagodnie, bo za uszkodzenia sam by musiał płacić z własnej kieszeni.
Podróż do portu kosmicznego raczej się dłużyła i przebiegała bardzo nudno. Duros jedynie włączył jakąś lokalną stację, w której puszczano jedynie najpopularniejsze piosenki, sam się zaś nie odzywał.
Do portu dotarli dopiero pół godziny później. Pilot musiał najpierw podać cel wizyty, numer hangaru i przejść przez te wszystkie inne procedury nim ostatecznie wylądował niedaleko frachtowca Deepwater. Następnie bez słowa opuścił kabinę i otworzył klapę ładowni, skąd można było już wyładowywać sprzęt.
Offline
Artysta
Tunelem aerodynamicznym szli po promenadzie. Ochroniarze szli rozglądając się podejrzliwie, zaś Mały patrzył za kantynami, w których miałby znaleźć pilota godnego zaufania.
Offline
Wychodzącego na główny plac Traxa od razu zaatakowały dźwięki głośnej muzyki, feerie barw emitowane przez krzykliwe neony i holograficzne obrazy. Emitery wyświetlały obrazy tańczących, półnagich tancerek, czasem też drzew czy jakichś dzikich zwierząt, zależnie od miejsca i okazji. Pośród tego kręcili się istoty przeróżnych ras i kultur, wymieszane razem, tworząc przedziwną mozaikę kolorów.
Wszędzie było dosyć tłumnie, ludzie się bawili albo spacerowali by załatwić swoje sprawy. Kantyn i klubów było sporo, do wyboru do koloru. Przed każdym lokalem zaś stali ochroniarze sprawdzający, czy ktoś ma broń itp.
Większość neonów wyświetlała napisy w basicu, zapisane aurebeshem, jednak zdarzały się też takie, które zapisane były w huttyjskim. W końcu to Nar Shaddaa.
Offline
Artysta
"Cholera trochę tu tłoczno" - pomyślał sobie.Jakby w odpowiedzi Pierwszy powiedział
- Tłoczno tu, Malutki. Trochę zbyt tłoczno, jak na mój gust.
Drugi potwierdził skinieniem słowa brata. Jemu też się nie podobał ten tłum.
- Idziemy do tamtej kantyny
Powiedział Throul kierując się do elegancko wyglądającej kantyny z neonem w basicu.
Offline
Taki to był już urok planet-metropolii - masy ludzi i tłok. Przynajmniej w tych bardziej popularnych miejscach.
Kantyna zaś, do której zmierzali nazywała się "Klejnot Corusca" i była całkiem popularna, chociaż o nieco późniejszych godzinach. Obecnie przy wejściu nie było wielkiego tłoku, wszystko odbywało się bardzo płynnie. Klienci przechodzili przez bramkę wykrywającą broń a potem wchodzili do środka. Żadnych dodatkowych opłat nie pobierano.
Przy drzwiach stał tylko jeden ochroniarz, ale za to jaki. Potężny, brązowoskóry besalisk ubrany w elegancką, czarną tunikę mającą uchodzić za jakiś garnitur. Obcy był raczej znudzony tą robotą i tylko zaglądał co jakiś czas na ekran skanera, ale do tej pory nikt broni nie wnosił. Panował spokój.
Offline