
Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
- No jak go chcesz wkurzyć lub obrazić tak, by nie wyjść na grubiańskiego to zdecydowanie tak.
- Mek nie podpowiadaj barani łbie.
- O, on jest grubiański
I obaj się zaśmiali serdecznie. Po ich wzajemnych rozmowach od razu było widać, że byli przyjaciółmi i prywatnie pozwalali sobie na takie nie dżedajskie zachowanie. A więc drobne złośliwości, nic nie znaczące obrazy itp. Pełen luz.
- Chwilka, moment. Ciekawe holoksiażki tu masz... "Wykaz Chorób Psychicznych" i to posegregowane według tysiącleci... "Anatomia Miralukan"... i jeszcze parę podobnych. Przyznaj się Mek, nie ufasz mistrzowi Kahrowi i sam chcesz się dowiedzieć co się dzieje z mistrzynią Cersi?
Mikal rzucił uzdrowicielowi pytające spojrzenie, chociaż na jego twarzy odmalowało się raczej zwątpienie i rezygnacja. To troszkę Mekhnesha wkurzyło, ale tylko troszeczkę.
- Jest moja pacjentką i jeśli walenie głową o mur by pomogło to bym to zrobił. Już mam pewien trop.
- Tiaa... nawet Rada nie wie co jej jest a ty się dowiesz?
Uzdrowiciel tylko westchnął, ale nic nie odpowiedział. Wyraźnie też posmutniał, troszkę atmosfera się popsuła.
Offline
Biznesmen
*Poczuł się trochę nieswojo kiedy usłyszał o tym wykazie chorób psychicznych ale udał, ze coś go bardzo zainteresowało. Element ściany -w Eda przypadku to było wiarygodne.
Kiedy usłyszał imię Cersi, to aż mu się stawy zablokowały, zdecydowanie nie z radości.
Ja wiem, co jej jest – pomyślał – zaawansowana dwulicowość z powikłaniami. Nie mógł inaczej pomyśleć, kiedy wróciła mu znowu sytuacja z Hypori. Do tego znowu zaczęły nachalnie się napraszać obrazy Aru, o którym nawet w myślach się nie wypowie, bo zaraz będą potrzebowali tej książki z początku postu.*
Chyba już pójdę… *Oświadczył, czując wyraźni przypływ tego rodzaji emocji które psują humor* …nie chciałbym ci przeszkadzać, Mekhnesh… wam obu nie chciałbym przeszkadzać
Offline
- Edziu, nikomu nie przeszkadzasz! Zostań jeszcze chwilkę.
Mekhnesh od razu zauważył, że coś mu się nie spodobało, więc zaczął pospiesznie analizować ich rozmowę, by wyłapać punkt zapalny. Szybko też się zorientował, że chodziło o Cersi, więc miał do wyboru albo mu odpuścić i pozwolić mu odejść albo coś z tym zrobić.
- Edziu a może odwiedzisz mistrzynię Cersi? Jest na górze, myślę że ucieszy się z twojej wizyty...
- O ile go będzie pamiętała
Mruknął ponuro Mikal, obracając się w ich kierunku. Nie był zbytnio szczęśliwy z powodu tej propozycji.
- Ja wiem Mek, że przejmujesz się swoimi pacjentami, ale Ed nie powinien widzieć jej w tym stanie.
- Nie jest tak źle przecież.
- Zaatakowała mnie przed wczoraj! Wywaliła mnie Mocą z pokoju tak mocno, że przygrzmociłem w sąsiednią ścianę. To jest nic? Ona jest niebezpieczna, nikogo już nie poznaje.
Po początkowej fali gniewu przyszedł czas na smutek. Mikal był przygnębiony z powodu całej tej sytuacji, a Mekhnesh chyba zgodził się ze słowami przyjaciele.
- Dobra, masz rację. Odprowadzę cię Edziu, wiem że zdarza ci się panikować w Świątyni gdy jesteś sam.
Offline
Biznesmen
Właśnie, bardzo się „ucieszy” o ile będzie pamiętała *Ton jakim to powiedział wcale nie był przyjemny, a to co Ed usłyszał bardzo pasowało do jego wyobrażenia sytuacji: Cersi ma go w dupie, uważa za frajera i będzie się bardzo „cieszyć” jak ów jeszcze raz przyjdzie by się przed nią sfrajerzyć i mieć głupią nadzieje ze może uda mu się tak bardzo siebie nagiąć by uwierzyć w jej nie szczególnie wiarygodne „wymówki” dlaczego to tak a nie inaczej zachowała się na Hypori.*
Ta… pewnie się ode mnie zaraziła jak była na Hypori *Nawiązał do rozmowy prowadzonej nie z nim. Sam już nie wiedział, co ma robić. Mim sprzyjającej atmosfery Tythona był zły, zdołowany i „przeddepresyjny”*
Offline
- Od ciebie? Niby czemu?
Zapytał mocno zdziwiony Mekhnesh, bo nie bardzo rozumiał o co chodzi Edowi. Ale powoli mu zaczynało coś świtać. I wnioski do których dochodził mu się nie podobały. Spojrzał więc na Mikala i lekkim ruchem głowy kazał mu wyjść. Ten zrozumiał szybko o co chodzi.
- Zostawię was na chwilę samych, pójdę zobaczyć co u Shatiri, pewnie ma dość wkuwania.
No i dosyć szybko opuścił to pomieszczenie jednym z bocznych wyjść. Zaś kalamarianin podszedł do Eda by go pogłaskać uspokajająco.
- Chodzi o to co się stało na Hyporii, prawda? Nie wiem za bardzo co się między wami wydarzyło, ale mogę ci powiedzieć jedno, mistrzyni Cersi od dłuższego czasu nie była sobą. Po przybyciu na Tython wielu Jedi energicznie przystąpiło do zwiedzania okolicznych ruin, w końcu to nasza kolebka. Tylko przeoczyliśmy drobny szczegół, o którym nam boleśnie mistrz Kahr przypomniał. Tysiące lat temu doszło tutaj do wyniszczającej wojny pomiędzy zwolennikami Jasnej a Ciemnej Strony Mocy. Nie będę przytaczać ci tu historyjek z tamtych czasów, ale powiem jedno - to były paskudne czasy. Jedna i druga strona mocno się wyniszczyły. Pozostawiali też różne pułapki i tym podobne paskudztwa, a i w niektórych ruinach widziano zjawy. Podejrzewamy, że mistrzyni Cersi przywędrowała do nie tych ruin co trzeba i obudziła coś, czego nie powinna. Nikt się nie zorientował, bo zmiany w jej zachowaniu postępowały powoli. Dopiero w dwa tygodnie po jej powrocie z Hyporii zorientowaliśmy się, że coś nie tak. Nie wiemy co jej jest a jej choroba postępuje. Nie poznaje nikogo, czasem traci kontrolę nad Mocą i demoluje wszystko wokół.
Mekhnesh westchnął głośno. Podejrzewał, że Ed nie przyswoi większości informacji z jego wyjaśnienia, bo ten trochę nieświadomie się zaprze. Trochę to rozumiał ciężko przyjąć do wiadomości jakieś wyjaśnienie danej sytuacji, która nas boli. A to co mówił kalamarianin było akurat na rękę Cersi, zwalić wszystko na chorobę i z głowy.
- Ona nie była jedyna, parę osób też dopadły paskudne niespodzianki naszych kochanych przodków. Ale ich wyleczyliśmy a jej nie. Tython jest pięknym i spokojnym miejscem, ale miewa mroczne tajemnice
Offline
Biznesmen
*zaakceptował sytuację. Pomruczał do Mikala jakby go przepraszał ze został poproszony o wyjście. Dalej ustawił się przodem do Mekhnesha i słuchał co ten mówi, kierując spojrzenie w jego wyłupiaste gały. Oczek Eda, tych niedziałających i działającego – kalamarianin nie mógł tutaj widzieć przez siatkę – za słabe oświetlenie.
Milczał, słuchał, i chyba się nie zapierał. Był za to smutny, rozgoryczony, ale powód tego trochę się zmienił. Z Cersi jako osoby na los jako siła z natury wredna, zaprzysięgła by wszystko Edowi rujnować.
W końcu się odezwał*
Nie wiem co mam powiedzieć ale nie dla tego ze jestem zmieszany czy czuje się winny. Ostatnio jedi i temat dżedajski stał się jakoś dziwnie z gatunku Fantazy. Ja tego nie zrozumiem wiec nawet nie będę próbował
Offline
Mekhnesh uśmiechnął się blado, ale w jego oczach nie było błysków rozbawienia czy radości.
- Tematy Mocy dla laika są takie z gatunku fantasy i magii. Bo w sumie podnoszenie przedmiotów, przenoszenie ich itp to nie wszystko, tego jest znacznie, znacznie więcej
Kalamarianin nawet nie próbował Edowi wspominać o tym, że istnieją dżedajskie Duchy Mocy i sithowe Zjawy Mocy, że istnieją wypaczone Ciemną Stroną potwory, których jedynym życiowym celem jest eksterminacja wszystkiego co żyje. Że istnieją choroby Mocy, mogące daną osobę zniszczyć lub przemienić w bezmózgiego niewolnika. Moc mogła być dobroczynna i pomocna, ale też niebezpieczna, i destruktywna. O tym się nie mówiło otwarcie, to były takie tajemnice Zakonu.
- Lepiej sobie nie zaprzątaj głowy naszymi dżedajskimi sprawami, bo jeszcze oszalejesz. Chodź, odprowadzę cię na statek, pogadamy o czymś przyjemnym.
Zaproponował swoje towarzystwo i swoją pomoc w opuszczeniu Świątyni Jedi.
Offline
Biznesmen
Wiesz co… *Nie ruszył. Odwrócił głowę jakby chciał uniknąć wyprowadzenia*
Tak, to bardzo magiczne ale chciałbym w to wierzyć. jak uwierzę, to będzie mi lżej. Dlatego chciałbym ją zobaczyć, choć na chwile. Nie musze z nią rozmawiać, chce tylko zbaczyc
Offline
Mekhnesh był zdziwiony tą deklaracją Eda. Podejrzewał, że raczej zdecyduje się opuścić Świątynię, by mieć święty spokój z całą tą dżedajską otoczką. Było to jednak pozytywne zaskoczenie więc szybko się zgodził.
- Dobra, ale pod warunkiem, że będziesz mnie słuchać, jasne? Jeśli powiem, że masz się wycofać to to zrobisz, jasne? Ja sobie dam radę, o ciebie się zaś martwię. A teraz chodź.
Kalamiarianin odsunął się od Eda a potem powoli ruszył w kierunku lewego korytarza, patrząc od wejścia. Jeśli Ed będzie się wahał to oczywiście Mekhnesh z nim zostanie, nie ucieknie przecież do przodu, by jak najszybciej dotrzeć na miejsce. W razie przystanków go poklepie, pogłaszcze, otoczy aurą spokoju i wyciszenia.
- Może być mały problem, bo na górę prowadzą tylko schody, windy są w remoncie dopiero. Dasz sobie radę? To tylko jedne piętro a schody nie są zbyt strome.
Offline
Biznesmen
*Teraz Ed żywo, z jękiem serwomotorów – wiec aż nazbyt żywo – skierował spojrzenie na uzdrowiciela*
Będę cię słuchał *świadczył, był na to zdeterminowany wiec Mekhnesh mógł spokojnie traktować t poważnie*
Gdyby mi odbiło, to możesz użyć na mnie siły *Wiadomo, Ed to Ed, w razie czego trzeba bronić jednego przed drugim. Ale został ostrzeżony wiec spodziewał się nieciekawych sytuacji.
Teraz zaś ruszył za przewodnikiem. To był najlepszy sposób prowadzenia Eda, wiec wszystko było w porządku.*
W górę dam rade, gorzej będzie w dół… *Odezwał się, trochę z obawą, ale nie zwolnił. Zdeterminowany był*
Offline
- Zmieniłem zdanie, zacznij się bać o moje życie
Stwierdził żartobliwie, co było pozytywną informacją, wracało mu dobre samopoczucie po tych trochę ponurych tematach. Nie był jeszcze taki rozluźniony jak zawsze, bo jednak po przemyśleniu sytuacji doszedł do wniosku, że jeśli i Cersi odbije i Edowi, bo on będzie między młotem a kowadłem.
- Damy sobie radę, w razie czego cię potrzymam.
Chwilkę szli szerokim korytarzem, przynajmniej dla kalaarianina, bo Ed ledwo się mieścił. Miał szczęście, że Świątynię budowali w wersji monumentalnej a nie typowej mieszkalnej. Co do korytarza to był nieciekawy, pozbawiony ozdób no i nowego tynku., Jeszcze tego nie odnowili.
Dotarli w końcu do podnóża schodów. Znajdowały się one przy prawej stronie korytarza i łagodnie wznosiły się ku górze, wyginając się w łuk.
\Piętro zaś było przestronne, ściany ozdobione były starymi symbolami Jedi oraz malunkami przypominającymi prymitywne pisma obrazkowe. Był to całkiem ciekawy widok. Tu i tam też stały wielkie donice z ładne kwitnącymi zielonymi krzewami i kolorowymi kwiatami.
Mekhnesh poprowadził Eda korytarzem aż do drzwi jednego z pokojów.
- No to jak, gotowy?
Offline
Biznesmen
Dobrze, boję się *Oświadczył głos za plecami jedi. Ed już teraz zaczął słuchać, kazano się bać to się bał. Choć w mocy to czym emanował nie było strachem. Było czymś bardzo dziwnym, coś jakby wyzwaniem. Było negatywne, choć nastawienie Eda raczej porządku, szczególnie wobec Mekhesha. Jeśli zachowa taki stan umysłu to będzie bezpieczny i na pewno wykona wszystkie polecenia.
D schodów musiał wziąć mały rozbieg, wiec bez zawracania nieco się cofnął. Dobrze ze ten element nie był jeszcze odnawiany, bo schody trochę ucierpiały, wiadomo – nacisk Eda to nor top, do czego były projektowane. Ostatecznie znalazł sie na górze bardzo z siebie dumnym ale jak tylko zobaczył krzewy to warknał jakby one były czemuś winne*
Tak, gotowy jestem
Offline
Schody się odnowi, to nie był problem. Ta część Świątyni czekała sobie spokojnie w kolejce. Zaś przed drzwiami Mekhnesh na chwilę się jeszcze zawahał.
- Nie wiem, czy widziałeś ją bez chusty na głowie, więc powiem to od razu. Nie przejmuj się jej oczami, miralukanie są z natury ślepi, więc nie mają tęczówek ani źrenic, same białko. A więc... do dzieła
No i otworzył drzwi a potem wszedł do pokoju. Był on nawet przestronny, chociaż skromnie urządzony. JEdno łóżko w kącie, mały stoliczek oraz szafa, wszystko wykonane z tworzywa sztucznego, upodobnionego do drewna, więc w miarę się komponowało z resztą. W kacie stały też doniczki z kwiatami a obok nich konewka. Sądząc jednak po stanie biednych roślinek, to rzadko je podlewano.
A przy oknie stała kobieta ubrana w prostą tunikę roboczą, bez charakterystycznej chusty na głowie. Widać było więc jej włosy, teraz już trochę dłuższe niż zazwyczaj. Nie były one też lśniące i zadbane, wręcz przeciwnie. Przetłuszczone, zaniedbane, splątane. Ich właścicielka wyraźnie o nie nie dbała.
- Kto tam?
Głos z pewnością należał do Cersi, jednak pozbawiony był charakterystycznej dla niej pogody ducha i spokoju. Ton jej głosu zdradzał, że była raczej wystraszona i niepewna.
- Cersi to ja, Mekhnesh. Mogę wejść?
- Ja... nie wiem... ja... wejdź.
W końću się zgodziła. Kalamarianin wszedł do środka a miralukanka się odwróciła. Nie wyglądała strasznie, nie przypominała żadnego upiora ani też przetrawionego Ciemną Stroną Mocy Sitha. W oczy rzucało się jedynie to, że zaniedbywała swój wygląd. Jej zachowanie też zdradzało jej zdenerwowanie. Mimo, że miała ręce skrzyżowane na piersi, to nieustannie poruszała palcami, wierciła dłońmi szukając lepszego chwytu.
Ed miał chyba też pierwszą okazję, by zobaczyć ją bez chusty zasłaniającej pół twarzy.
Ogólnie można by ją uznać za kobietę ładną, nie porywająco piękną i seksowną, ale po prostu ładną. Miała też kilka zmarszczek, w końcu bardzo młoda też nie była. Ale najbardziej charakterystyczne były jej oczy, kompletnie białe bez śladów tęczówki i źrenicy.
- Przyprowadziłem ci gościa. Nazywa się Ed, pamiętasz go?
- Gość? Ja nie jestem gotowa... to nie jest pora odwiedzin. Niech wejdzie. Albo nie, nie mam nic do poczęstunku. Czemu mnie nie uprzedziłeś? Kupiłabym coś
Offline
Biznesmen
*Mruknął kwitując nowe informacje. Wiedział o tym, ale dobrze, ze został ostrzeżony.
Trzymał się za Mekhneshem, czujny, obserwujący. Robił zbliżenia, widział wiec to, co widzieć powinien.
Zostal przy drzwiach, nie szedł za Mekhneshem. Nie padło, ano od niej ze może wejść, ano od Mekhnesha „polecenie” żeby wszedł. Stał, jedynie cichutko pomrukiwał, zdradzając tym napięcie. Nie było w nim ciekawski, czyli tego co go naturalnie pchało ku poznaniu. Było coś w rodzajów powinności*
Offline
Na razie Eda nie zapraszał, bo badał teren. Z Cersi obecnie było trochę jak z Len'pą, z tym że jego problem miał jasne źródło. Z nią był ten problem, że go nie było. Miała różne zaburzenia, zależne od nastroju. Raz była taka strachliwa, a raz agresywna.
- Spokojnie Cersi. Chcesz by wszedł? Chciał się przywitać i...
- Nie.
Odparła nagle stanowczo a potem odwróciła się do okna przy którym wcześniej stała a operator zapomniał o tym wspomnieć. Skierowała swoją głowę na wschód i tak stała kompletnie nie zważając na Mekhnesha i Eda. Potem jednak znowu przemówiła o wiele mocniejszym i donośniejszym głosem.
- On tam jest, w piwnicach, lochach. Czeka i knuje. Czuję jego obecność aż tutaj, jego łapy oplatają się na moim umyśle. Widzę jego myśli a on moje. Zginiecie... wszyscy zginiecie. Idź stąd Mekhnesh nim zrobię ci krzywdę. Nie chcę cię tutaj. A Ed... niech zapomni o mnie. Niech ucieka z tej planety. Niech trzyma się z dala od Jedi. Tutaj czeka wszystkich tylko śmierć. Idź już!
Ostatnie słowa były rozkazem wypowiadanym w wielkim gniewie a kalamarianin został praktycznie wypchnięty z pokoju przez silny podmuch Mocy. Nie zamierzał pchać się tam ponownie, więc zamknął drzwi a potem oparł się o nie plecami tak, by móc na Eda popatrzeć.
- Nie lubię gdy tak mówi, mam ciarki na plecach i myślę, że coś w tym jest. Cholera, w tych przeklętych ruinach musi coś być... Ed, a ty jak się trzymasz?
Offline