Star Wars: Ewok III - Era Imperium

Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.


#1 2011-08-07 22:04:45

Darth Nemedis

Admin - MG

16112814
Zarejestrowany: 2009-10-04

Nowa karta Nemedisa

Jak powszechnie wiadomo, w życiu tej postaci wydarzyło się tak dużo, że nie sposób już sugerować się starą kartą postaci. Mamy do czynienia z przemianą na tyle wielką, że postanowiłem założyć nowy wątek i kartę, w pewnym sensie, napisać od nowa, tym bardziej, że stara została jeszcze przeniesiona z wersji Ewoka, w której królowały inne czasy.

http://img856.imageshack.us/img856/1528/nemedis.png
Wizja Nemedisa - obraz Vottaga.

Oto historia, historia powolnego upadku tego, co dobrym rodzi się w duszy. Historia powolnego końca światłości, która podobnie jak mrok, rodzi się w sercu każdego, bez wyjątku.

Nemedis, uczestnicząc w szeregu różnorakich zdarzeń, wiele się nauczył. Jego wiedza znacznie pogłębiła się od początku, kiedy to poszerzał ją na własną rękę, dbając również o umiejętności przydatne w walce. Upór i jasne dążenie do celu dało efekty. Na początku, będąc wolnym od wpływów z zewnątrz, sith nie wykorzystywał pełnego potencjału ciemnej strony mocy - wiele lat poświęcił na odkrywanie arkan tajemniczej siły, stąpając bardzo ostrożnie. Zdawał sobie sprawę, że przyjęcie potęgi zbyt dużej, by móc ją kontrolować, jest zgubne w skutkach, prowadząc niejednokrotnie do obłędu. Głód wiedzy był ogromny, odkąd tylko młodemu adeptowi udało się poznać tajemnicę funkcjonowania mocy, jednak samotny w swych pragnieniach, nie mógł sobie pozwolić na zbyt wiele.

Życie na zapomnianej przez świat Quermii to niemal idylla - do dziś galaktyka niewiele wie o tej tajemniczej planecie, choć jej mieszkańcy czasem byli werbowani do zakonu Jedi, piastując wysokie stanowiska - jeden z nich zasiadł nawet w radzie. Nie ulegało wątpliwości, że było to miejsce specyficzne. Jej mieszkańców nie kusiła nigdy wielka władza - zawsze żyli na uboczu, jakby na marginesie wydarzeń toczących galaktyką. Korzystając z wielkiej inteligencji, jaką obdarzył ich los, egzystowali w silnie zawiązanych społecznościach, prowadząc spokojne życie. Przez wiele tysiącleci planeta izolowała się od reszty świata, mimo tego, że niewątpliwie stała wysoko na szczeblach rozwoju technologicznego - Quermianie mieli wiele predyspozycji do budowania skomplikowanej nauki, korzystając ze swych niesamowitych zdolności intelektualnych, a przy tym warto wiedzieć, że byli efektem eksperymentów genetycznych przeprowadzonych na egzotycznej rasie "xexto", które to uczyniły z nich wspaniałe umysły.

Któż jednak może przewidzieć co się stanie, kiedy właśnie taki umysł, wyposażony w wielką inteligencję, zostanie wypełniony równie ogromnymi ambicjami? Kto może wiedzieć, jaki skutek będą miały historie o wielkich i potężnych, jeśli zasieje się je w młodej, pragnącej wiedzy istocie?

Można powiedzieć, że los grał w kości. Historia mogła się potoczyć w dowolny sposób, a jednak - wybrała sobie ciężką i samotną drogę. Drogę usianą cierpieniem, nienawiścią i strachem. Drogę, która od zawsze kończyła się w jednym miejscu, prowadząc podróżującego przez mgłę, ku zatraceniu... Jednak wszystko w swoim czasie. Przyjrzyjmy się bliżej przeszłości, bowiem to ona zbudowała kościste podwaliny tego, co nazywamy teraźniejszością.

Trudno stwierdzić, kiedy w Nemedisie narodziła się żądza zdobycia potęgi, ale niewątpliwie miało to miejsce jeszcze we wczesnych latach, kiedy ten dopiero odkrywał swoje nietypowe umiejętności. Na Quermi zdarzało się czasem, że rodził się ktoś mocowładny - zazwyczaj taka osoba odbierana była rodzicom i wcielana do zakonu Jedi. Trudno powiedzieć, dlaczego taki los nie spotkał Nemedisa, ale z perspektywy czasu można się tylko domyślać, że przestraszono się wglądu we wnętrze zatrute jadem - emocjami, których nigdy nie powinno się odnaleźć w dziecku. Może nawet, w lęku przed niepewną przyszłością, na młodego mocowładnego wydano wyrok śmierci. Nie wszytko jednak poszło zgodnie z planem. Nemedis przeżył. W takich chwilach poświęcenie rodziców bywa ogromne, znacznie wychodzące poza ramy zdrowego rozsądku...

Dorastając, Nemedis szybko spostrzegł, że różni się od rówieśników. Oprócz tego, że jego myśli zaprzątały zupełnie inne, znacznie mniej beztroskie sprawy, zaczął zauważać, że ma nienaturalny wpływ na otoczenie. Chwila, w której w wielkiej złości nieświadomie omal nie zamordował własnego przyjaciela, sprawiła, że zaczął postrzegać te zdolności jako przekleństwo. Wystraszył się własnej inności i przyrzekł przed samym sobą, że nigdy nie będzie korzystał z tej nienaturalnej, tajemniczej siły. Pokusa jednak była ogromna...

Los zadrwił z niego upiornie już niebawem, zabierając mu rodziców. Matka od lat borykała się z chorobą i w chwili największej słabości, nie przezwyciężyła upiornego ramienia kostuchy. Jej śmierć wstrząsnęła nie tylko dorastającym Nemedisem, ale także jego ojcem, który zaczął popadać w nałóg. Któregoś dnia, dwa lata od pożegnania żony, uległ wypadkowi. Nie było do końca wiadomo, czy kierując aerowozem zrobił wszystko, by uratować życie - być może skorzystał z okazji do ukrócenia własnego cierpienia. Dzień jego pogrzebu był burzowy, a atmosfera ciężka - deszcz siekł powietrze bez opamiętania, rozświetlany błyskami. Prochy zostały rozsypane wśród wysokich traw Quermii. Nemedis został sam.

Trudno opisać ogrom uczuć, które wypełniają osobę doświadczającą wielkiej tragedii. Niewątpliwie królował wielki żal. Żal do losu, do całego świata, do ojca. Gniew tak silny, że ma się ochotę drzeć ubrania, ból tak wielki, że pozostaje tylko krzyk. Cierpienie, dla którego nie ma ukojenia. Bez wątpienia można nazwać to momentem przełomowym dla losów Nemedisa. Umysł pozbawiony opieki, doświadczony strasznymi wydarzeniami, został pochłonięty przez wir wzajemnie wzmacniających się, negatywnych uczuć. Uwolniło to od lat ukrywaną, składowaną dzień po dniu nienawiść. Nienawiść do wszystkiego, co żywe. Nienawiść do całego świata. Nemedis był zepsuty już wcześniej, przepełniony jadem. Był czas, kiedy potrafił to kontrolować, ale brakowało tylko zapalnika, silnego bodźca by uruchomić lawinę zdarzeń. Tak, to zatracenie. Nie było nikogo, kto chciałby je zatrzymać, kto podałby dłoń - dlatego Nemedis ostatecznie utonął, a przecież tonął od wielu lat, podczas kiedy otoczenie nie potrafiło dostrzec rozgrywającej się tragedii. Ostatnie oparcie, którym byli rodzice, zniknęło bezpowrotnie. Objawiła się część osobowości, której nie sposób było kontrolować, którą tak ciężko było mu powstrzymać. Upadło sumienie, upadła moralność. Na ich zgliszczach swe ohydne stopy postawiła nienawiść, żerująca na strachu i cierpieniu, wykorzystująca niepewność, moment załamania. A nie ma lepszego środowiska dla jej przyjaciela - ciemności. Bez wątpienia, mrok zalewający serce jest strasznym towarzyszem, bo tam gdzie cień, tam nie ma nadziei. A kiedy zniknie ona, już nigdy nie znajdzie sobie miejsca miłość.

Czy jednak działo się to z dnia na dzień? Nie. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że ten proces nie trwał lata. Szedł w parze ze zdobyciem świadomości własnej wyjątkowości, ze zrozumieniem siły, jaką się posiada. Nemedis czuł pragnienie wiedzy. Im więcej się dowiadywał, szperając wśród starych ksiąg, opisujących dawne dzieje zakonu, tym bardziej chciał poznać następne informacje. Szybko dotarł do pism, które dotykały tematyki sithów - wtedy pierwszy raz spotkał się z tym określeniem. Całe noce zaczytywał się nad historią galaktyki, w której to właśnie oni odgrywali tak wielkie znaczenie, niejednokrotnie siejąc zniszczenie. Nemedis stronił od towarzystwa. Zaczął prowadzić życie na uboczu. Pisma stały się jego największą pasją, chciał wiedzieć więcej, jeszcze więcej. W samotności wertował tysiące stron, aż wreszcie... Na dnie zapomnianych, zakurzonych ksiąg, głęboko w lochach starej biblioteki, znalazł się on - holokron. Spełnienie marzeń. Wiedza sithów na wyciągnięcie ręki. To było jak objawienie.

Szybko opuścił Quermię. Niewiele można powiedzieć o tym okresie jego życia - prawie cały czas i wszystkie siły poświęcał na naukę, na zdobywanie informacji. Chłonął starożytną wiedzę sithów, udoskonalał techniki korzystania z mocy. Niebawem skonstruował pierwszy miecz świetlny. Posiadanie holocronu było wielkim skarbem. To on dał mu wskazówki na drodze, którą podążał, pozwolił mu się rozwinąć. Obiecał wielką siłę, wodził zmęczony umysł pragnieniem zdobycia kontroli, wyolbrzymiał ambicje. Dał drogę do osiągnięcia potęgi, z którą niewiele może się równać - potęgi ciemnej strony mocy.

Kiedy szkolenie dobiegło końca, umysł adepta był zdominowany pragnieniem osiągnięcia większej siły. Rządziła nim mroczna moc, a odkrywanie coraz to nowszych możliwości jej stosowania i poznawanie starożytnych arkan wykorzystywania zapomnianych rytuałów, czy też magii sithów, doprowadziła go niemal do obłędu. Już dawno zapomniał po co się urodził, po co żył, kim był w przeszłości. Emocje były silne jak nigdy, a pragnienia i cele bardzo wyraźne. Chciał w końcu zdobyć władzę nad własnym istnieniem, chciał otrzymać siłę zdolną powziąć zemstę na losie, który tak podle się z nim obszedł. Nie liczyło się nic więcej. Była tylko nienawiść do wszelkiego życia, trawiąca duszę.

Następnym przystankiem na tej krętej drodze okazało się Coruscant. Tam Nemedis mógł żyć wiele lat, skryty pośród miliardów różnych istot. Jak powiadano - najciemniej pod latarnią. Rozgrywki prowadzone między Darth Sidiousem, a Jedi, skutecznie odwracały uwagę od niego samego, podczas kiedy mógł poszerzać wiedzę i badać potencjalnego wroga. Wiedział, że to jeszcze nie jego czas, teraz musiał być cichy i uważny. Czekać. W swej nienawiści znalazł miejsce dla zakonu, wysuwając go na pierwsze miejsce. Nie potrafił znieść hipokryzji, obłudy, która nim rządziła. Nie rozumiał, w czym Jedi mogą uważać się lepszymi od Sithów, skoro rozprzestrzeniają nad galaktyką własną, niekontrolowaną przez jakąkolwiek inną instytucję, władzę. Oni nie robili tych rzeczy otwarcie, nigdy. Zawsze to ich zdanie liczyło się najbardziej, przecież potrafili posyłać całe bataliony klonów na śmierć, po to tylko, by ocalić jednego swojego. Wtrącali się w sprawy odległych światów, zaprowadzając tam własną wolę. Kontrolowali senat. Dawno zapomnieli o przyczynach swojego istnienia. Byli zaślepieni przekonaniem o własnej bezkarności. Myśleli, że zamykając się w klatce, jaka miała ich odciąć od emocji, uchronią się przed przeznaczeniem, a przecież tak wiele ich upadło... Głupcy. Gnili razem z tworem, jakim była republika, musieli w końcu skończyć się jako całość.

Ale był jeden, jedyny wyjątek. Hakon, który go zdemaskował, a mimo to nie powiadomił rady. Nawiązał z nim kontakt, chcąc wyciągnąć ze szponów destrukcyjnych emocji. Powstało coś niepowtarzalnego - przyjaźń między Jedi, a Sithem, coś, co nie miało prawa istnieć. Pomimo całego bagażu negatywnych doświadczeń, Nemedis dostrzegł pierwszy raz od wielu lat nadzieję, nikłe światło. Nie wszystko jeszcze było stracone. Nie zawsze musiał ulegać cierpieniu. Przyjaciel stał się uosobieniem empatii, jaka w nim pozostała, był szansą na powrót do świata, w którym ból nie jest nadrzędnym uczuciem, w którym nienawiść nie rządzi każdą myślą, każdym oddechem. Świadomy łańcuchów, które go skuły, sith ten jeden, ostatni raz, usiłował obrać drogę powrotną. Próbował uwolnić się od bestii, szalejącej w jego wnętrzu.

Na darmo. Zaczęło się dziać to, co zmieniło galaktykę. Zakon Jedi uległ niemal całkowitej zagładzie, mrok wylał się. Rozpoczęła się dominacja Darth Sidiousa, który nie potrafił znieść konkurencji. Zaczęły się prześladowania wszystkich mocowładnych, jacy ostali się po wielkiej czystce. Nemedis, podstępem zwabiony w pułapkę Vadera, uniknął śmierci jedynie zrządzeniem mocy, był jednak na granicy egzystencji, bliski końca jak nigdy dotąd. Musiał uciekać, jak najszybciej. Musiał opuścić planetę. Stało się to możliwe dzięki pomocy Hakona - wspólnymi siłami, przetrwali tę ogromną burzę.

Później ich losy rozbiegły się. Nemedis, pozbawiony tej siły, która próbowała wyrwać go z paszczy ciemności, zaczął znów poddawać się jej zgubnemu wpływowi. Zdradzony przez przywódcę korporacji, który wybrał współpracę z Jedi, zdradzony w końcu przez jedynego przyjaciela, Hakona, który oddał jego trop zakonowi, musiał uciekać. Wędrówka z podkulonym ogonem trwała długo, ale w końcu przeznaczenie go dopadło. Wyzionął ducha na Kamino, zniszczony przez droida-zabójcę. Ostał się tylko miecz świetlny i szata, przez tygodnie targana wiatrem. Duch Sitha nigdy nie łączy się z mocą. Pozostaje, mogąc przybrać różnoraką formę, czasem zostaje zamknięty w przedmiocie, ale nigdy nie może dostąpić tego połączenia. Nemedis manipulował zdarzeniami tak długo, aż udało mu się naprowadzić jakąś istotę na własny trop. Ściągnął na kamino Duga, Krisa, by wykorzystać go do własnych celów. Ten, nieświadomy wagi sprawy, nie potrafił przeciwstawić się woli Sitha. Doprowadził do odprawienia rytuału. Jednego z najplugawszych i najstraszniejszych, jakie mogą mieć miejsce, zostawiającego ogromną ranę w mocy. Niewielu było zdolnych zdecydować się na taki krok, na przywrócenie sobie życia siłą, wydarcia go z rąk losu i śmierci. Starożytny rytuał Sithów budził odrazę nie tylko największych Jedi, ale także wielu mrocznych - niewielu posuwało się tak daleko. To było przypieczętowanie wiecznego związku z ciemną stroną mocy. Nie było odwrotu. Umęczona dusza brutalnie została związana z ciałem zamordowanego Kaminoańczyka. Rytuał został odprawiony na Korribanie, w miejscu, gdzie kumulowała się ciemna strona mocy, gdzie jej aura przyprawiała o mdłości. Ktoś, kto w ten sposób powrócił do egzystencji, zgadzał się na straszliwe rozdarcie duszy, na wyzbycie się wszelkiej nadziei. Nie ma życia w tym odwiecznym źle, nie ma nad nim władzy śmierć. Jest tylko wielka nienawiść, cierpienie bez ulgi, smutek i żal, którego nie da się ukoić. Wielką cenę ma oddanie się w szpony ciemności. Tylko cienia masz za przyjaciela, oczekując, kiedy świat zawali się i spłonie.

Imię: Nemedis (Nem A-dis w języku ojczystym).
Nazwisko: Algos (Ael Gos w języku ojczystym). Zapomniane dawno temu.
Rasa: Quermianin, później Kaminoańczyk.
Profesja: Lord Sith.
Wiek przepadł w odmętach pamięci już dawno temu. Niewątpliwie pamięta dawne wydarzenia, Quermianie są bardzo żywotną rasą.

Wygląd:
Jest bardzo wysoki, ma wiele ponad dwa metry. Nosi czarną, matową szatę, na której brak widocznych gołym okiem symboli. Jego oblicze okrywa upiorna, biała maska. Jedna jej połowa przedstawia twarz pogrążoną w smutku, na której zbiera się krwawa łza, a wargi kierują się ku dołowi, z kolei druga jest całkowitym jej przeciwieństwem, ukazując cienkie usta złożone w krwiożerczym, lodowatym uśmiechu. Jedynym "żywym" elementem są, jak się zdaje, oczy spowite mrokiem, przeszywające chłodem zza otworów wyciętych w masce. Nosi czarne niczym serce grzesznika rękawice, wykonane z grubej, wytrzymałej skóry. Buty ma ciężkie, obite metalem, złowieszczo trzeszczące przy niemal każdym ruchu.

Offline

 
PBF Guild

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
hotel spa ciechocinek poxilina wrocław